sobota, 26 maja 2012

Na rozkroku światów



Miała 20 lat i rude spływające na ramiona włosy. Zobaczyłem ją w autobusie, gdy siedziała na ostatnich siedzeniach wyraźnie zainteresowana swoją nową zabawką. Poświęcała jej niemal całą uwagę poznając każdy szczegół konstrukcji. Po jej minie można było wyczytać, że niezwykłe urządzenie, które miała na kolanach to od dawna wyczekiwany prezent. Był to aparat Zenit na film 35mm, relikt minionej epoki analogowej fotografii, w której prym wiodły takie firmy jak Kodak i Agfa. Żywy dowód na istnienie czasów, w których z wesela profesjonalny fotograf robił 12 zdjęć (a nie 500), za to każde było przemyślane, z czasów gdy zdjęcia się wywoływało, a nie tylko pstrykało. Bo film do takiego aparatu miał 24 lub 36 jednorazowych! klatek a podgląd można było zrobić dopiero po wywołaniu zdjęć w ciemni.

Obok niej na siedzeniu leżał symbol XXI wieku i pokoleniowej zmiany w rozrywce - srebrny iPod Classic, na którym miała prawdopodobnie zebraną całą muzyczną dyskografię, którą udało jej się zgromadzić w plikach mp3. To 10 centymetrowe urządzenie stało się symbolem cyfrowej rewolucji w przemyśle muzycznym, jest symbolem wolności w dostępie do muzyki, młodzieżowego buntu przeciwko korporacjom i radości z życia. Wyprodukowany przez Apple, najwyżej wycenianą w tej chwili firmę na świecie, której założyciel i wieloletni prezes stał się symbolem postępu, innowacyjności i niesamowitego zmysłu biznesowego. Firmy będącej symbolem kreatywności i jedną z najbardziej pożądanych marek na świecie.

Patrzyłem na jej podniecenie analogowym Zenitem, jednak miałem zbyt mało czasu by zapytać o historię tego prezentu. Musiałem wysiąść z autobusu, gdyż szedłem na Pocztę odebrać list z Urzędu. Było 10 minut do zamknięcia a w kolejce stało przede mną jeszcze kilka osób. Patrząc na papierowe potwierdzenia avizo wypisane ręcznie, z których kobieta w okienku odczytuje numer listu i idzie go szukać pośród setek innych zgromadzonych na półce, doszedłem do wniosku, że jest to jeden z ostatnich bastionów minionej epoki, którego ciągle nie możemy się pozbyć. W czasach gdy można rozliczyć PIT przez internet lub założyć firmę nie wstając od komputera, nadal dla naszych urzędów to list polecony jest najbardziej wiarygodną i pewną formą informowania. Czy nie łatwiej byłoby wysłać maila? Stojąc w kolejce na poczcie, nie ja jeden wyjąłem z kieszeni smartfona i sprawdziłem maila i facebooka. Zrobiło to co najmniej kilkoro z moich współkolejkowiczów. Czekając na papierowy list ze smartphonem w ręku, byliśmy jak ta ruda dziewczyna z iPodem i Zenitem. Niby w XXI wieku, ale wciąż jeszcze w XX. Dla niej była to niezwykła wyprawa do czasów, których nie znała, dla nas na poczcie, to jedynie przykry obowiązek i przypomnienie.

Technologia w okół nas rozwija się niezwykle szybko ułatwiając nam życie i umożliwiając robienie rzeczy, o których jeszcze dziesięć lat temu nie było mowy. Jednak nie wszyscy nadążają za tym wyścigiem. Część z nas świadomie wraca do przeszłości szukając w niej zagubionej w cyfrowym świecie magii. Inna część (jak urzędy i państwowe firmy) nie chce brać w niej udziału sądząc, że przeszłość jest przyszłością. Są trochę jak Kodak, który w 1976 roku miał 90% rynku filmów do aparatów takich jak Zenit. Jednak nie potrafił dostrzec nadchodzącej wraz z iPodem i cyfrowym aparatem zmiany. Dziś jest bankrutem i symbolem przegapionego rozwoju. Czy takim właśnie wspomnieniem będzie analogowy list polecony i kolejka na poczcie?

czwartek, 17 maja 2012

Dlaczego mnie nie dotykasz?




“Jesteś gejem?” - jej usta nie wypowiedziały tych słów, ale spojrzenie jednoznacznie wskazywało, że właśnie takie pytanie pojawiło się w jej głowie. Przecież nie może być innego wytłumaczenia dla tej sytuacji. Tańczy przecież koło mnie już od 2 piosenek a ja przecież jeszcze jej nie dotknąłem. Jest atrakcyjna, nawet bardzo - widzi to w zachowaniu kolejnych kolesi, którzy podchodzą do niej na parkiecie, obejmują i mówią komplementy w różnych językach wprost do jej ucha. W związku z tym problem nie jest przecież po jej stronie. Na pewno jest coś nie tak, z tym gościem. Na pewno jest gejem, bo gdyby nie był, to już dawno wykazałbym jakąś akcję właśnie poprzez dotyk. A on zupełnie nic nie robi...

Z mojego punktu widzenia jest to zabawna sytuacja. Dziewczyny są tak zabawnie zdezorientowane gdy w środku nocy w warszawskim klubie tańczysz a nie obłapiasz. Ich definicja normalnego mężczyzny to dobrze ubrany, lekko podpity podrywacz łapiący na parkiecie wszystko co nie ucieka z jego uścisku. A ten pojawia się po 0,5 sekundy od kontaktu wzrokowego. Gdy ktoś łamie ten stereotyp, zupełnie tracą głowę i nie wiedzą jak się zachować. Smutne.

Bo przecież same często o sobie mówią, że przychodzą do klubu potańczyć i spotkać się ze znajomymi. Skoro mogą to robić kobiety, to dlaczego odmawia się tej przyjemności (bo przecież jest to chyba przyjemne,  skoro tak ochoczo to robią) mężczyznom? Czy każdy facet w klubie musi mieć za cel poderwanie dziewczyny i próbę (udaną lub nie) zaciągnięcia jej do łóżka?

Zacząłem znajdować przyjemność w wychodzeniu do klubu “po kobiecemu”. Tańczę, gadam ze znajomymi, nie szukam podrywu. Lubię muzykę klubową, dobrze zmiksowaną i dobrze oświetloną. Lubię tańczyć i sprawia mi przyjemność tańczenie pośród innych ludzi do muzyki, którą wszyscy dobrze znamy i cenimy. Tylko właśnie te dzwine spojrzenia zarzucające mi, że nie robię. Na razie mnie to bawi, ale nie wiem kiedy zaczną mi przeszkadzać. Ale może skoro wychodzę do klubu nie w celu powrotu z nowo poznaną dziewczyną, tylko “po kobiecemu” to faktycznie jestem “klubowym gejem”.