tag:blogger.com,1999:blog-84383598065661365462023-11-15T22:12:47.127-08:00Zawsze głodny nowych doznań!Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.comBlogger21125tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-18606104632914845322014-06-17T20:31:00.001-07:002014-06-17T20:31:36.053-07:00Surfowanie vol. 1<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2h8oKpa5OwOkM81xfhsDSaLvGKui9YweBjNk0MbHZsfIApzT7ZdweKmdR3MwA-AMbbncqKXBRXoT3iCIO7RG_Clpqo_kiMF_3aIvyfGDwA6MNndqk0gXIsjUdEtHAYlpGDai1gHPm9tJU/s1600/surf_fail.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2h8oKpa5OwOkM81xfhsDSaLvGKui9YweBjNk0MbHZsfIApzT7ZdweKmdR3MwA-AMbbncqKXBRXoT3iCIO7RG_Clpqo_kiMF_3aIvyfGDwA6MNndqk0gXIsjUdEtHAYlpGDai1gHPm9tJU/s1600/surf_fail.jpg" height="247" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
Jako mały chłopak zobaczyłem na filmie opalonego gościa z deską surfingową pod pachą, który poderwał najładniejszą laskę w okolicy nawet się do niej nie odzywając. Spojrzał na nią, przeczesał spalone słońcem i morską solą włosy i już była jego. Nie pamiętam, co to był za film, ale pamiętam co wtedy pomyślałem: Jak dorosnę chce być taki jak on! <br /><br />Trochę trwały przygotowania do pierwszego surfu w moim życiu. Najpierw trzeba było znaleźć jakąś sensowną miejscówkę, która mnie nie zbankrutuje. Europa nie bardzo wchodziła w grę (jak się dzisiaj dowiedziałem, niesłusznie. Podobno są świetne miejsca do surfowania w Portugalii), więc wypadło na US. Dokładnie to na San Diego, ze względu na zwykły zbieg okoliczności. <br /><br />Potem trzeba było zebrać kasę, co będąc osobą bez stałego źródła przychodów nie jest łatwe. Życie freelancera ma jednak swoje zalety. Nikomu nie musiałem się tłumaczyć dlaczego wybywam z naszego pięknego kraju na 4 tygodnie. Biorę lapka pod pachę i spadam - jak będzie coś ważnego, to jestem pod mailem i Skype, więc nie ma rzeczy niemożliwych do ogarnięcia.<br /><br />Ostatecznie wylądowałem w San Diego pod szkołą surfingu znalezioną na Yelp. Mają masę recenzji i do tego średnią ocen 4,5. Z braku innych sugestii zdecydowałem się na nich i mam nadzieję, że mnie nauczą. Co by mi nie zabrakło motywacji wykupiłem pakiet 10h nauki (jak mawiał trener boksu na Gwardii - nic tak nie przywiązuje zawodnika do klubu, jak długoterminowa przedpłata).<br /><br />Dzisiaj odbyła się pierwsza godzina zajęć. Mój nauczyciel, jak się okazało Portugalczyk, uczył mnie stawania na desce i zajmowania właściwej pozycji na jej środku. Miał naprawdę dużo cierpliwości do mojego nieporadnego zapału. Spokojnie tłumaczył co robiłem źle i starał się wspierać mnie dobrym słowem, komentował każdą porażkę i klaskał przy każdym małym sukcesie. Z około 30 fal, które próbowałem złapać ostatecznie przepłynąłem może ze 3. Nie pierwszą, nie ostatnią, po prostu 3 przypadkowe fale, które akurat się napatoczyły gdzieś pomiędzy 27 upadkami na plecy lub japę.<br /><br />Krótkie podsumowanie i parę fun facts:<br />- woda w Pacyfiku jest zimna i raczej wszyscy surfują w piankach od kostek i z długim rękawem. Ja oczywiście mam wersję short, bo po paru wyjazdach nad Bałtyk naprawdę trudno jest mnie przestraszyć temperaturą wody.<br />- Pacyfik jest oczywiście dużo bardziej słony niż Bałtyk, jednak wypicie wielu naprawdę solidnych łyków wody nie powoduje wymiotów (true story, zaufajcie mi)<br />- wskakiwanie na deskę jest dużo łatwiejsze niż wstawanie z niej na fali<br />- 80% czasu przeznaczonego na surfowanie spędzasz ciągnąc deskę na głębszą wodę. Nawet jak znasz trick z dziobem deski, to nie jest to znacząco łatwiejsze ani szybsze.<br />- znak “zakaz kąpieli, plaża dla surferów” najmniej obchodzi kąpiących się, a najbardziej surferów, którzy starają się nikogo nie zabić. Jak widać gorący piasek i chłodna woda potrafią wybić z głów zdrowy rozsądek nie tylko nad polskim morzem.<br />
- na plażach obowiązuje całkowity zakaz palenia, używania szklanych butelek i puszczania głośno muzyki - kocham to miejsce! <br />
- kanapka z avocado i kiełkami jest najlepszym na świecie lunchem po surfowaniu. NAJLEPSZYM!<br /><br />Jutro druga lekcja, może tym razem będzie lepiej. Trzymajcie kciuki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsVwMfO58oarAwoN7tFCjfen-BIsEeKRxRb5Fp6EseKF3XNbWwLlv9zOSUZNkWoARNpQW4TMzT1LzXXP9aOOoOAgV_DZDLHFBbxw2n7aNhjbuQzUK1ByuK-grQDYdHC8BQ6kJQU5Udsn5W/s1600/zdje%CC%A8cie_pianki.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsVwMfO58oarAwoN7tFCjfen-BIsEeKRxRb5Fp6EseKF3XNbWwLlv9zOSUZNkWoARNpQW4TMzT1LzXXP9aOOoOAgV_DZDLHFBbxw2n7aNhjbuQzUK1ByuK-grQDYdHC8BQ6kJQU5Udsn5W/s1600/zdje%CC%A8cie_pianki.JPG" height="300" width="400" /></a></div>
<br />Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-1224394830892338492014-04-28T06:23:00.000-07:002014-04-28T06:23:42.082-07:00Dzisiaj jestem zajęta, kastruję męża…<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYYULOWRcoGmP33pF5QB0mW0zCG7zhnHXOGo4K_sVNiJvZoo5woQJCrwZijkGHZcB7LVPr2Fb-abteu3cTGU075tG1QhOBGX-ELxuPBXHAu72DFRGa6V0jAMyawN1M2iuruKwUWWnLbamq/s1600/snipsnip.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYYULOWRcoGmP33pF5QB0mW0zCG7zhnHXOGo4K_sVNiJvZoo5woQJCrwZijkGHZcB7LVPr2Fb-abteu3cTGU075tG1QhOBGX-ELxuPBXHAu72DFRGa6V0jAMyawN1M2iuruKwUWWnLbamq/s1600/snipsnip.jpg" height="226" width="400" /></a></div>
<br />
<b>Każda kobieta marzy o mężczyźnie silnym, stanowczym i przebojowym, którym będzie się mogła pochwalić na przyjęciu przed koleżankami. Tylko dlaczego, gdy takiego znajdzie, to go kastruje?</b><br />
<br />
Znam setki takich historii. Dziewczyna szuka dla siebie chłopaka, nie może go znaleźć, bo faceci dookoła niej to “lamusy’ (cytat z niedawnej wyprawy do klubu). Porządni, uczesani i grzeczni - słowem nic, co byłoby w nich interesujące na tyle, żeby zostać zauważonym w tłocznym miejscu przepełnionym testosteronem i pachnącym estrogenem buzującym z obu płci.<br />
<br />
Ona poszukuje tego jedynego, który wprowadzi element szaleństwa w jej nudne i monotonne życie - faceta, który wywróci je do góry nogami i sprawi, że znów będzie fascynująco. Musi być nietuzinkowy i niebanalny. Musi wyglądać i zachowywać się wyjątkowo. W dodatku musi dostrzec ją - niestety nieco banalną i zwyczajną, ale przecież posiadającą dusze rebeliantki i romantyczki (nigdy nie miała odwagi tego pokazać, ale przecież taka właśnie jest… zupełnie inna niż te wszystkie głupie laski wokoło…). <br />
<br />
Załóżmy, że świat jest doskonały, sprawiedliwy i opiera się na wiedzy czerpanej z hollywoodzkich komedii romantycznych. Oto podchodzi do niej ON - dostrzegł w niej całe jej piękno i wie, że jest tą jedyną. Zaczynają się spotykać, jest wspaniale - kwiaty, niespodzianki, szaleństwo przy każdym spotkaniu. Motyle w brzuchu pojawiają się przy każdym jego słowie, zarówno pisanym w smsach i na fb, jak i wypowiedzianym na żywo. Ten gość jest spełnieniem jej wszystkich marzeń.<br />
<br />
Nadchodzi więc czas, by go wykastrować. Dlaczego? Bo jest zagrożeniem… Dla samego siebie… Należy go udomowić i uzależnić od siebie, tak by przestał być atrakcyjny dla koleżanek. Przecież któraś z nich mogłaby postanowić go zabrać dla siebie. Należy temu zapobiec za wszelką cenę…<br />
<br />
Pilnowanie siebie jest nieco zbyt poważnym wyzwaniem (komu by się chciało, przecież kocha mnie taką, jaka jestem), więc to jego trzeba nieco utemperować. Koniec z flirtowaniem z innymi kobietami, koniec z bywaniem bez niej, koniec ze spotykaniem się z kolegami. Teraz jesteś tylko mój, w mojej małej, choć złotej klatce… Zapewnię Ci wygodne życie, jednak będziesz musiał się do mnie dostosować. Możesz już przestać chodzić w dopasowanych koszulach do pracy (widziałam, jak ta pipa z księgowości na Ciebie patrzy), koniecznie masz do mnie dzwonić z każdego wyjazdu służbowego co najmniej 50 razy dziennie mówiąc mi jak bardzo mnie kochasz… Masz siedzieć w hotelu i tęsknić za mną. A gdy jesteś przy mnie, to tul mnie i oglądaj ze mną MOJE ulubione seriale na naszej wspaniałej wygodnej sofie.<br />
<br />
Po 6 miesiącach takiego traktowania ten wymarzony koleś ma dwa wyjścia… Albo ucieknie do wolności i znów będzie sobą, albo zostanie i stanie się wykastrowanym kanapowym kotem, którego będziesz głaskała i tuliła do siebie zastanawiając się gdzie podział się ten drań, którego kiedyś pokochałaś. Ponarzekasz koleżankom, jak bardzo się zmienił, jak przestał być tym dawnym dachowcem przynoszącym Ci myszy upolowane na strychu. Będziesz narzekała, ale będziesz czuła się bezpieczna, bo przecież wykastrowany i tak się żadnej innej już nie przyda…<br />
<br />
<br />
fot: <a href="https://www.flickr.com/photos/kittyninha/" rel="" target="_blank">Cristina Silva </a>Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-2796864134534514072014-04-18T14:44:00.000-07:002014-04-22T05:39:31.777-07:006 rzeczy, których dowiedziałem się w Berlinie cz. 2<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB0bsbUANTYiTg3kcB4PHL5MiLhPX1-qrCW2ImLpPxxTbZORan0TsYnYsGhhdVFnnWmJpAxlVlHEkTuXmvx400DOQpYmbwG3mMqdlz-slmMAZNnfa171w4eDmBq1xgGfDkY9EriWZ0m1ap/s1600/bahnhof.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB0bsbUANTYiTg3kcB4PHL5MiLhPX1-qrCW2ImLpPxxTbZORan0TsYnYsGhhdVFnnWmJpAxlVlHEkTuXmvx400DOQpYmbwG3mMqdlz-slmMAZNnfa171w4eDmBq1xgGfDkY9EriWZ0m1ap/s1600/bahnhof.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
<b>4. Picie i palenie </b>- kiedy jechałem jakiś czas temu do Mediolanu,w przewodnik było napisane, że we Włoszech nie funkcjonuje coś takiego, jak strefa dla niepalących. Wszyscy palą i koniec. Spodziewałem się tego po południowcach, ale zupełnie nie po Niemcach - totalnie błędne założenie! W Berlinie papierosy są wszędzie! Na przystanku autobusowym czy stacji s-bahnu, w kolejce do kebaba, w każdym barze i na każdym kroku. Wszyscy palą i wywalają peta na chodnik - nie tylko imigranci, ale też rodowici Niemcy. I nikt nie robi z tego problemu. Podobnie jak z picia piwa - na ławce w parku, w komunikacji publicznej (w U-bahn akurat są plakietki, że nie można) i dowolnym innym miejscu. Spożywanie alkoholu na ulicy jest w Berlinie legalne i powszechnie praktykowane. Nikt nie chodzi nawalony, nikt nie zarzyguje wszystkiego dookoła, nikt nie dostaje mandatu. Da się? Da się, tylko trzeba to zrozumieć i przyzwyczaić. Tak powszechne w Polsce przeświadczenie, że jak dzieci nie będą widziały nikogo z piwem w ręku, to nie dowiedzą się o istnieniu alkoholu przed 18 rokiem życia jest tu zupełnie obce. Ale to pewnie dla tego, że Niemcy już dawno zrozumieli, że od wychowywania dzieci są rodzice, a nie straż miejska.<br /><br /><b>5. Puby i kluby</b> - Berlin rozkoszuje się w swoich pubach, barach i ogródkach piwnych. Nie ważne, czy popijasz Berliner Weisse, czy Carlsberga jesteś tu mile widziany. Siedzenie przy piwku/drinku i gadanie jest chyba ich ulubioną metodą spędzania czasu. Wg wielu opinii znajomych mieszkających dłużej w Berlinie, jedynym co może przebić siedzenie przy piwie i gadanie jest… oglądanie piłki nożnej przy piwie i gadanie o niej jednocześnie. Jeśli lubisz takie klimaty, to w Berlinie będziesz w siódmym niebie. Praktycznie cały Kreuzberg będzie Twoją ziemią obiecaną i doliną wiecznej szczęśliwości. Miejsc jest niezliczona ilość i różnorodność (można trafić do Irish Pubu, w którym cała obsługa jest z Polski - true story), drinki wymyślne i dosyć tanie, ludzi do pogadania pełno. Nie ma problemu z zaczepieniem kogoś ze stolika obok i porozmawianiem z nim przez 15 minut - tutaj każdy ma jakąś historię. Jeśli jednak nie bardzo lubisz siedzieć w miejscu i wolisz jednak się trochę poruszać prezentując gibkość swych ruchów na parkiecie to czeka Cię srogie rozczarowanie. W Berlinie są kluby, w których się tańczy, jednak w 90% wyglądają jak warszawskie “Luzztra” i mniej więcej do tego służą. Znajdziesz w nich świetną muzykę (tak długo jak lubisz muzykę elektroniczną) i największe na świecie stężenie naćpanych ludzi na metr kwadratowy. Absolutnie wszyscy są po prochach (łącznie z obsługą). Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem i chyba nie mam zamiaru tego powtarzać. Podobno są jakieś bardziej lajtowe kluby (tu zwane komercyjnymi), jednak nie udało mi się do nich trafić. Następnym razem na pewno się wybiorę i dam znać.<br /><br /><b>6. Za krótko i zły termin</b> - żeby naprawdę móc powiedzieć cokolwiek więcej o Berlinie, trzeba spędzić tam znacznie więcej czasu. Byłem przez 6 dni i prawie nic nie zobaczyłem. Zachodnią część Berlina, tak bardzo różną od wschodniej, widziałem praktycznie raz przez okno kolejki pędzącej w stronę lotniska. Dodatkowym problemem była pogoda. Przez cały wyjazd wiało i było średnio ciepło, więc bardzo duża część atrakcji, które są dostępne w środku sezonu nie była jeszcze czynna. Koniecznie muszę tam wrócić na dłużej (jeszcze z tydzień lub dwa), jednak teraz zdecydowanie bardziej będę celował w miesiące wakacyjne. Masa małych i klimatycznych knajpek nad brzegiem rzeki (Berlin leży nad Sprewą i Hawelą, które łączą się w jego zachodniej części), imprezy na stacjach s-bahnu i masa innych niezapomnianych przeżyć dostępnych latem są wystarczającą zachętą do przyjazdu. Zdecydowanie polecam każdemu!Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-31764770181116158392014-04-18T10:44:00.000-07:002014-04-18T10:52:08.363-07:006 rzeczy, których dowiedziałem się o Berlinie cz. 1<b>Udało mi się wreszcie wybrać do Berlina.</b><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdaJnQONldHUwz2ZayaGJEBew1HeMAEOnyUyBOnqsgYjtOzEt6nxg2iqCFM6qhuw8-c7kQx6jAwvKxxtkbBBdWNwJmHOvJpS1Lyen23XgwNGi-XrpodkDt39Mwu0v1-6mGpoAE88vLO9oN/s1600/IMG_1323.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdaJnQONldHUwz2ZayaGJEBew1HeMAEOnyUyBOnqsgYjtOzEt6nxg2iqCFM6qhuw8-c7kQx6jAwvKxxtkbBBdWNwJmHOvJpS1Lyen23XgwNGi-XrpodkDt39Mwu0v1-6mGpoAE88vLO9oN/s1600/IMG_1323.jpg" height="203" width="400" /></a></div>
<br />
Jedno z najważniejszych miast w Europie, pełne znajomych i całkiem blisko od Polski, ale jakoś zawsze było nie po drodze. A to termin nie taki, a to pogoda niesprzyjająca albo słońce świecące zbyt głośno. Teraz jednak wszystkie gwiazdy w konstelacji złożyły się w jedną wielką strzałkę skierowaną na stolicę Niemiec i tak oto wylądowałem na Tegel. Byłem 6 dni i każdego z nich uświadamiałem sobie coś zupełnie nowego i wartego odnotowania. Jeśli nigdy nie byłeś/byłaś w Berlinie, to potraktuj to jako najprostsze i bardzo powierzchowne wprowadzenie do tego niezwykłego miasta.<br />
<br />
<b>1. Komunikacja miejska</b> - absolutnie pierwsza rzecz, z którą zetkniesz się w Berlinie, jeśli nie jesteś bogatym rozleniwionym klopsem bujającym się tylko taksówkami. Jest po prostu perfekcyjnie zaplanowana. Gość, który to wymyślił i rozpisał powinien każdego dnia dostawać butelkę dobrego wina. Dojechanie z dowolnego miejsca w Berlinie do wymarzonej przez Ciebie lokacji jest zawsze proste i logiczne. Wszystkie perony i przystanki są doskonale oznakowane i pokazują najbardziej potrzebne informacje - numer linii, kierunek, najbliższe stacje, za ile pojawi się pociąg/autobus. Absolutne mistrzostwo świata. Nie da się zgubić albo nie trafić. Tylko uważajcie na bilety - jak kupicie zły to czeka Was upomnienie w wysokości 40 Euro, z którego raczej nie wykręcicie się na psie oczka.<br />
<br />
<b>2. Multikulturowość</b> - takiego wymieszania ras, klas, kultur i środowisk nie widziałem nigdzie. Nawet w Nowym Jorku nie widziałem takiej różnorodności. Na przejściu dla pieszych stoją obok siebie Azjata w drogim garniturze spieszący się na biznesowe spotkanie, czarnoskóra hipsterka w spodniach w kwiatki, paru gości wyglądających na szefa kuchni z kebaba za rogiem i pięćdziesięcioletni biały biker pokryty cały tatuażami, w skórzanej kurtce i żółtych kaloszach. Spotkacie tutaj absolutnie każdego, kogo jesteście w stanie sobie wyobrazić. Oni wszyscy tu są i nie kryją się ze swoją obecnością. Często nawet nie zauważą Twojej obecności, gdyż ze swoją nudnawą stylówką nie jesteś wart ich uwagi.<br />
<br />
<b>3. Bezstresowość </b>- nie jesteś w stanie opisać dokładnie na czym to polega, póki nie wrócisz do Polski i nie spojrzysz na ludzi wokół Ciebie - ten stres i zawziętość na twarzach naszych sąsiadów, nieznajomych na ulicy, znajomych i wszystkich w zasięgu wzroku. Tak bardzo się z do niej przyzwyczailiśmy, że już nawet nie dostrzegamy jej absurdu. W Berlinie totalnie się z tym nie zetknąłem. Naturalny uśmiech albo chociaż neutralna mina są czymś naturalnym. Nikt na Ciebie nie patrzy, jak na potencjalne zagrożenie (albo jak na pajaca, jak się za dużo uśmiechasz). Tu się po prostu ludzie dobrze i bezstresowo czują, a nawet jak są zestresowani, to starają się to ukryć, a nie opowiadać wszystkim do około jak bardzo jest źle i dlaczego będzie tylko gorzej. W Berlinie nie ma znaczenia jak wyglądasz, co masz na sobie ani jak inni mogą na Ciebie patrzeć. Masz to w nosie, bo sam określasz i wyrażasz to kim jesteś - nie robisz tego dla innych, robisz to dla siebie, więc dlaczego miałaby Cię interesować ich opinia…Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-52963007074550802682012-11-07T15:43:00.000-08:002012-11-07T15:48:36.416-08:00Znajome twarze<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUYIxn3GlCmOZ52lJjlgG6wHHcBoDARWP6BVJZnm5xudwNbsuoGo9Zv-6BpxQK4_m2s_Qk57jzcsObIAqmPof5R2eMKawJ1oaQScpopxgQtKa1aSSnIVag0BtVWxLrb7ojLbJ1tQNnpYBJ/s1600/gogo.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUYIxn3GlCmOZ52lJjlgG6wHHcBoDARWP6BVJZnm5xudwNbsuoGo9Zv-6BpxQK4_m2s_Qk57jzcsObIAqmPof5R2eMKawJ1oaQScpopxgQtKa1aSSnIVag0BtVWxLrb7ojLbJ1tQNnpYBJ/s320/gogo.jpeg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<b>Chcesz się nauczyć marketingu? Wyrzuć Kotlera, idź do Go-Go!</b><br />
<br />
Marketing to sprzedawanie marzeń. To obiecywanie ludziom, że są tylko o jeden krok od bycia obiektem westchnień milionów takich samych głupków jak my. Kup Macbooka i myśl inaczej, zjedz nasz jogurt i zostań królową balu, użyj nowego tuszu do rzęs i znajdź mężczyznę doskonałego, uruchom wiertarkę udarową i zdobądź uznanie teściowej.<br />
<br />
Książek o marketingu jest wiele - jedne ciężkie od wiedzy i toporne w treści. Inne, bardziej w amerykańskim stylu, to lekkie i przyjemne poradniki typu “jak sprzedaż długopis ojcu za miesięczną emeryturę” i “Jak zaliczyć sąsiadkę po drodze do warzywniaka”. Wszystkie mają z założenia nauczyć Cię marketingu. Chcesz poznać prawdę? Wyrzuć je wszystkie!<br />
<br />
Prawdziwą lekcję marketingu dostaniesz w 10 minut za jedyne 500 złotych w dowolnym klubie go-go w Twojej okolicy. 5 piosenek, na które dasz się naciągnąć jak jeleń, nauczą Cię więcej niż 5 lat studiów na SGH. Wiesz dlaczego? Bo te dziewczyny naprawdę sprzedają marzenie. Jeśli jeszcze tego nie rozumiesz, to znaczy, że potrzebujesz kolejne 500 złotych i 10 minut. Po tym czasie, albo załapiesz o co chodzi, albo skończą Ci się pieniądze na karcie i będziesz musiał przyjść na kolejny “semestr” zajęć.<br />
<br />
Research zaczynają od rozmowy, by wybadać Twoje potrzeby, marzenia, ukryte fascynacje. Potem już przychodzi czas na obietnice, których jesteś spragniony. Jeden, drugi, trzeci taniec i już wiesz, że jesteś wyjątkowy, że naprawdę jej się podobasz i zostało naprawdę niewiele do tego, by najpiękniejsza dziewczyna w okolicy oddała Ci się na zawsze. Jedyne, co musisz zrobić to zamówić jeszcze jeden taniec i będzie naprawdę dobrze...<br />
<br />
Wiele osób może powiedzieć, że to nie o nich. Że przecież nie chodzą do go-go i nie dają się złapać na te sztuczki. Taka sama liczba osób, z pełnym przekonaniem, powie, że reklama w telewizji na nich nie działa...<br />
<br />
Jednak wystarczy przejść się w weekend do modnego klubu w Warszawie, by zobaczyć dokładnie ten sam schemat. Tańczą na parkiecie, piją drinki z koleżankami, szukają oczami ofiary. Robią to co tydzień (albo i częściej) polując na kolejnych spragnionych adoratorów. Przez cały wieczór będą sprzedawały im marzenie o upojnej nocy razem jednocześnie naciągając na drinki i uśmiechając się zalotnie za każdym razem gdy dostaną nowego. Bo przyszły tu właśnie w tym celu, rachunek dostaniesz na barze...<br />
<br />
Chodząc regularnie do klubu nauczysz się je rozpoznawać. Te same znajome twarze, w tych samych rejonach parkietu. Podzieliły pomiędzy siebie teren, by nie wchodzić sobie w drogę. Widzę, jak umiejętnie posługują się marketingiem bezpośrednim, sprzedażowym (bundle - dziś jestem z koleżanką) i jak wiele można się od nich nauczyć. Bo te najlepsze już dawno powinny wykładać na uczelniach. Jak kiedyś będę szukał PRówki albo marketingowca to właśnie w klubie. Mam tylko nadzieję, że nie naciągnie mnie na drinki i nie ucieknie po pierwszym dniu w pracy...<br />
<br />
<br />
<br />
zdjęcie ze strony <a href="http://www.krakowtraveltours.com/">http://www.krakowtraveltours.com/</a>Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-1791281687045818252012-10-21T14:59:00.005-07:002012-10-21T15:09:06.608-07:00Tylko mi nie kłam!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmbWJfGf2sghNnmY95udVYPkRbT_fNWthEzB9FiPNu7AjLWE7_bE35EnwkzQBGT8Eh6Ff9Ycr1txs9VID_KCKPhz5RKwKLtw6-OyIsEST9-HueyqsgkK9G1oUAlXWX8zWM6cRSYWXiZ6_d/s1600/NoLiesSign.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmbWJfGf2sghNnmY95udVYPkRbT_fNWthEzB9FiPNu7AjLWE7_bE35EnwkzQBGT8Eh6Ff9Ycr1txs9VID_KCKPhz5RKwKLtw6-OyIsEST9-HueyqsgkK9G1oUAlXWX8zWM6cRSYWXiZ6_d/s1600/NoLiesSign.png" /></a></div>
<br />
<br />
<b>“Nienawidzę, gdy ktoś mnie okłamuje” jest najczęściej powtarzanym kłamstwem przez kobiety...</b><br />
<br />
Ile razy już to słyszałem: “Możesz robić co chcesz, ale mi nie kłam!” - to zdanie jest jak rzep i nigdy go nie zrozumiem. Po co je wypowiadasz droga kobieto? Chcesz pokazać jaka jesteś nowoczesna i pełna zrozumienia? Przecież sama nie wierzysz w to co mówisz...<br />
<br />
Gdybyś naprawdę chciała słyszeć z moich ust wyłącznie prawdę, to lekarz powinien Cię skierować na leczenie zaburzeń masochistycznych. Nie zniosłabyś jednego dnia w moim towarzystwie, ani jakiegokolwiek innego faceta. Okłamujemy się od wieków i dobrze się z tym czujemy. Od dziecka jesteśmy uczeni, że nie należy mówić komuś, że jest gruby, albo brzydki. A niestety większość z nas jest... Co wtedy? Czy w myśl Twojej wypowiedzi, zapytany “czy ładnie mi w tej sukience?” odpowiedzieć “nie, wyglądasz w niej zupełnie nieatrakcyjnie”? Ile takich szczerości zniosłabyś w ciągu jednego dnia, tygodnia, miesiąca? Gwarantuję Ci, że po drugim takim tekście wnętrze Twojej dłoni byłoby odciśnięte na moim policzku, a Twoja osoba już nigdy nie ubierałaby się nad ranem w moim mieszkaniu...<br />
<br />
“Czy uważasz, że [wstaw imię koleżanki] jest ładna?” Skoro nie chcesz żebym Cię okłamywał, to nie zadawaj mi takich pytań... Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Jeśli miałbym powiedzieć prawdę, to awantura murowana... Albo jest brzydka i staję się nieczułym chamem, albo jest ładna i awantura murowana. Jeśli chcę tego uniknąć, to muszę kłamać, nie ma innego wyboru.<br />
<br />
Ale przecież kłamstwo, to najgorsze, co mogłoby Cię spotkać z mojej strony. Przecież można żyć w zgodzie i miłości wzajemnie się nie okłamując... Przecież szczerość jest podstawą udanego związku i długotrwałej relacji dwojga ludzi. Przecież... podobno ktoś widział Yeti... Nie znam związku, w którym partnerzy, od czasu do czasu, by się nie okłamywali. Im dłużej on trwa, tym więcej kłamstw się w nim pojawia. “Twoja mama świetnie gotuje”, “Moi rodzice naprawdę Cię lubią”, “Jesteś najpiękniejszą osobą, jaką znam”...<br />
<br />
Kiedy ludzie zrozumieją, że nie jesteśmy z kimś dlatego, że we wszystkim jest “naj”? Jesteśmy z kimś, bo ma najlepszy dla nas zestaw cech. To ich kombinacja tworzy tą (nie)doskonałą całość, którą kochamy? Okłamujemy się, ale robimy to, by nie sprawiać tej drugiej osobie przykrości, chcemy sprawić jej przyjemność, lub nie zawracać głowy pierdołami. Nawet jeśli nie wyglądasz bajecznie w każdej sukience, to masz tysiąc innych cech, które zdecydowanie wygrywają z tą jedną (kilkoma) sukienkami, w których wyglądasz, jak worek kartofli... A to przecież jest dla Ciebie najważniejsze, nie drobne kłamstwa, którymi poprawiam Ci humor...Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-47602082714966439292012-09-02T13:04:00.000-07:002012-09-02T13:04:06.040-07:00Wyprowadzam się, bo kiedyś byłeś inny!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN-g-XkWaTynQxVRnuUbU2wcOauSsE3rfjZ25kkoJr9-ywtDg6-WYuWdkh4pdqQsrlRA1rttdGn7CXug0J0mgDc2ShKlUMvfvXb7S0U8k4yDIK-BrA17UoK2Zs3kCnegbmHoFmsmuelZi1/s1600/lustro_omtimes.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN-g-XkWaTynQxVRnuUbU2wcOauSsE3rfjZ25kkoJr9-ywtDg6-WYuWdkh4pdqQsrlRA1rttdGn7CXug0J0mgDc2ShKlUMvfvXb7S0U8k4yDIK-BrA17UoK2Zs3kCnegbmHoFmsmuelZi1/s1600/lustro_omtimes.jpeg" /></a></div>
<br />
<br />
<b>Pragnienie autodestrukcji jest w Tobie tak silne, a mimo to wciąż tu jesteś i nigdzie się nie wybierasz.</b><br />
<br />
Widzę Cię każdego dnia i zastanawiam się, jak to możliwe, że wciąż jeszcze żyjesz. Przecież nie ma w Tobie już nic, co chciałbyś przekazać innym, ani nie pozostała już w Tobie najmniejsza cząstka jakiejkolwiek wartości, z którą byś się zgadzał.<br />
<br />
Już od jakiegoś czasu odczłowieczasz się coraz bardziej. Obserwowałem dzień po dniu, jak w imię “kariery” wyzbywasz się współczucia, czy etyki zagłębiając się coraz bardziej w świat, który chcesz podbić. Świat, gdzie jednymi wartościami jest ROI i KPI odnoszące się do wszystkiego - pracy, rodziny, przyjaźni, znajomości czy nawet hobby. Widziałem jak bardzo doskonalisz się w sztuce nie zbliżania się do ludzi i traktowania ich jedynie jako narzędzia do osiągnięcia krótko i długofalowych celów. Pozbawiając się wszelkich uczuć nauczyłeś się, że osoby w okół Ciebie nie interesuje prawda o Tobie, tylko kilka zachwytów nad ich własną osobą. Kiedyś tłumaczyłeś mi jak bardzo skuteczne jest słuchanie ich potrzeb. Spełniając je zyskujesz więcej niż gdybyś naprawdę z nimi rozmawiał. Tak jak robiłeś to kiedyś.<br />
<br />
Widzę jak kompensujesz sobie pustkę w życiu chodząc po klubach i podrywając przypadkowe dziewczyny. Widziałem Cię wielokrotnie w eleganckich lokalach i podrzędnych spelunach, gdzie udowadniałeś sobie, że można powiedzieć im wszystko a wyćwiczony przed lustrem uśmiech oczami otwiera kobiece serce/nogi szybciej niż kilka drinków i złoty zegarek. Podobnie jak w pracy, tak i z tymi dziewczynami postępujesz cynicznie licząc KPI i ROI z każdej spędzanej z nimi chwili. Emocje zostawiasz dla tych, którzy mają na nie czas, a ze swojego życiu wyrzucasz każdego, kto mógłby być wart uczucia.<br />
<br />
Pamiętam kiedy to się zaczęło. Odkąd poparzyłeś się zapałkami jakiś czas temu, postanowiłeś unikać ognia za wszelką cenę. Jesteś pewien, że już się więcej nie poparzysz - jednak chciałbym Ci powiedzieć, że niestety nie podgrzejesz również obiadu, ani nie napalisz w kominku w zimowy wieczór. Wiem, jak panicznie boisz się pożaru, ale ogień, jak i emocje - daje ludziom więcej dobra, niż oparzeń. Wiem, że nie ma dla Ciebie już nadziei na zmianę tego stanu, jednak przy każdym naszym spotkaniu staram Ci się przypominać o korzyściach płynących z posiadania kuchenki, kominka i jak wiele wspomnień ludzie zbierają przy ogniskach.<br />
<br />
Tak więc patrzę na Ciebie i widzę, jak bardzo się staczasz. Każdego dnia próbuję przekonać Cię do zmiany sposobu życia, do zrobienia czegoś ze sobą, byś w końcu zaczął żyć, a nie tylko egzystować. Jednak każdego dnia widzę, że iskra uczuć i emoci gaśnie w Twoich oczach pozostawiając po sobie coraz większe spustoszenie emocjonalne, wyciskając z Ciebie ostatnie krople empatii i utwardzając jedynie pustą skorupę bezdusznego istnienia.<br />
<br />
Widzę Cię każdego poranka w zaparowanym lustrze łazienki i patrzymy sobie głęboko w oczy. Albo mnie w końcu posłuchasz i się zmienisz, albo będę się musiał wyprowadzić - obaj nie damy rady żyć w tym samym ciele...<br />
<br />
zdjęcie z <a href="http://omtimes.com/">omtimes.com</a><br />
Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-183078741644506002012-05-26T11:17:00.000-07:002012-05-26T12:21:38.825-07:00Na rozkroku światów<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH9fIqXeU0kOqrpqv2fIaIPQ2GwFFhVFm8dihiPSBV4O1M5Ml0BcKYxPNkuBdPUR5LDSaCHl9keVtnS4zp8QdRn1_3mm3gNXqJyWm_Ni8B-78dV9Qc9qzepno3VBOpz7Kidca382Rc4Trq/s1600/zenit-em.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="237" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH9fIqXeU0kOqrpqv2fIaIPQ2GwFFhVFm8dihiPSBV4O1M5Ml0BcKYxPNkuBdPUR5LDSaCHl9keVtnS4zp8QdRn1_3mm3gNXqJyWm_Ni8B-78dV9Qc9qzepno3VBOpz7Kidca382Rc4Trq/s320/zenit-em.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Miała 20 lat i rude spływające na ramiona włosy. Zobaczyłem ją w autobusie, gdy siedziała na ostatnich siedzeniach wyraźnie zainteresowana swoją nową zabawką. Poświęcała jej niemal całą uwagę poznając każdy szczegół konstrukcji. Po jej minie można było wyczytać, że niezwykłe urządzenie, które miała na kolanach to od dawna wyczekiwany prezent. Był to aparat Zenit na film 35mm, relikt minionej epoki analogowej fotografii, w której prym wiodły takie firmy jak Kodak i Agfa. Żywy dowód na istnienie czasów, w których z wesela profesjonalny fotograf robił 12 zdjęć (a nie 500), za to każde było przemyślane, z czasów gdy zdjęcia się wywoływało, a nie tylko pstrykało. Bo film do takiego aparatu miał 24 lub 36 jednorazowych! klatek a podgląd można było zrobić dopiero po wywołaniu zdjęć w ciemni.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Obok niej na siedzeniu leżał symbol XXI wieku i pokoleniowej zmiany w rozrywce - srebrny iPod Classic, na którym miała prawdopodobnie zebraną całą muzyczną dyskografię, którą udało jej się zgromadzić w plikach mp3. To 10 centymetrowe urządzenie stało się symbolem cyfrowej rewolucji w przemyśle muzycznym, jest symbolem wolności w dostępie do muzyki, młodzieżowego buntu przeciwko korporacjom i radości z życia. Wyprodukowany przez Apple, najwyżej wycenianą w tej chwili firmę na świecie, której założyciel i wieloletni prezes stał się symbolem postępu, innowacyjności i niesamowitego zmysłu biznesowego. Firmy będącej symbolem kreatywności i jedną z najbardziej pożądanych marek na świecie.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłem na jej podniecenie analogowym Zenitem, jednak miałem zbyt mało czasu by zapytać o historię tego prezentu. Musiałem wysiąść z autobusu, gdyż szedłem na Pocztę odebrać list z Urzędu. Było 10 minut do zamknięcia a w kolejce stało przede mną jeszcze kilka osób. Patrząc na papierowe potwierdzenia avizo wypisane ręcznie, z których kobieta w okienku odczytuje numer listu i idzie go szukać pośród setek innych zgromadzonych na półce, doszedłem do wniosku, że jest to jeden z ostatnich bastionów minionej epoki, którego ciągle nie możemy się pozbyć. W czasach gdy można rozliczyć PIT przez internet lub założyć firmę nie wstając od komputera, nadal dla naszych urzędów to list polecony jest najbardziej wiarygodną i pewną formą informowania. Czy nie łatwiej byłoby wysłać maila? Stojąc w kolejce na poczcie, nie ja jeden wyjąłem z kieszeni smartfona i sprawdziłem maila i facebooka. Zrobiło to co najmniej kilkoro z moich współkolejkowiczów. Czekając na papierowy list ze smartphonem w ręku, byliśmy jak ta ruda dziewczyna z iPodem i Zenitem. Niby w XXI wieku, ale wciąż jeszcze w XX. Dla niej była to niezwykła wyprawa do czasów, których nie znała, dla nas na poczcie, to jedynie przykry obowiązek i przypomnienie.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Technologia w okół nas rozwija się niezwykle szybko ułatwiając nam życie i umożliwiając robienie rzeczy, o których jeszcze dziesięć lat temu nie było mowy. Jednak nie wszyscy nadążają za tym wyścigiem. Część z nas świadomie wraca do przeszłości szukając w niej zagubionej w cyfrowym świecie magii. Inna część (jak urzędy i państwowe firmy) nie chce brać w niej udziału sądząc, że przeszłość jest przyszłością. Są trochę jak Kodak, który w 1976 roku miał 90% rynku filmów do aparatów takich jak Zenit. Jednak nie potrafił dostrzec nadchodzącej wraz z iPodem i cyfrowym aparatem zmiany. Dziś jest bankrutem i symbolem przegapionego rozwoju. Czy takim właśnie wspomnieniem będzie analogowy list polecony i kolejka na poczcie?Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-40101138458801585942012-05-17T08:28:00.004-07:002012-05-19T05:13:27.464-07:00Dlaczego mnie nie dotykasz?<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7g8W-9tDGaclCv_UWOe-tUszc7TtrXoMoxIZHYwJXk40dsUHxQTDuVF8lkELYRt4cJhwFX1oCTe1SMDS5uaXeOMVMu_LyFEY2YBB-xTGRRWYOb3iO1hKom1sTCRpBdtc7H0gcYTND8At5/s1600/odence-surprise.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7g8W-9tDGaclCv_UWOe-tUszc7TtrXoMoxIZHYwJXk40dsUHxQTDuVF8lkELYRt4cJhwFX1oCTe1SMDS5uaXeOMVMu_LyFEY2YBB-xTGRRWYOb3iO1hKom1sTCRpBdtc7H0gcYTND8At5/s320/odence-surprise.jpeg" width="313" /></a></div>
<br />
<br />
“Jesteś gejem?” - jej usta nie wypowiedziały tych słów, ale spojrzenie jednoznacznie wskazywało, że właśnie takie pytanie pojawiło się w jej głowie. Przecież nie może być innego wytłumaczenia dla tej sytuacji. Tańczy przecież koło mnie już od 2 piosenek a ja przecież jeszcze jej nie dotknąłem. Jest atrakcyjna, nawet bardzo - widzi to w zachowaniu kolejnych kolesi, którzy podchodzą do niej na parkiecie, obejmują i mówią komplementy w różnych językach wprost do jej ucha. W związku z tym problem nie jest przecież po jej stronie. Na pewno jest coś nie tak, z tym gościem. Na pewno jest gejem, bo gdyby nie był, to już dawno wykazałbym jakąś akcję właśnie poprzez dotyk. A on zupełnie nic nie robi...<br />
<br />
Z mojego punktu widzenia jest to zabawna sytuacja. Dziewczyny są tak zabawnie zdezorientowane gdy w środku nocy w warszawskim klubie tańczysz a nie obłapiasz. Ich definicja normalnego mężczyzny to dobrze ubrany, lekko podpity podrywacz łapiący na parkiecie wszystko co nie ucieka z jego uścisku. A ten pojawia się po 0,5 sekundy od kontaktu wzrokowego. Gdy ktoś łamie ten stereotyp, zupełnie tracą głowę i nie wiedzą jak się zachować. Smutne.<br />
<br />
Bo przecież same często o sobie mówią, że przychodzą do klubu potańczyć i spotkać się ze znajomymi. Skoro mogą to robić kobiety, to dlaczego odmawia się tej przyjemności (bo przecież jest to chyba przyjemne, skoro tak ochoczo to robią) mężczyznom? Czy każdy facet w klubie musi mieć za cel poderwanie dziewczyny i próbę (udaną lub nie) zaciągnięcia jej do łóżka?<br />
<br />
Zacząłem znajdować przyjemność w wychodzeniu do klubu “po kobiecemu”. Tańczę, gadam ze znajomymi, nie szukam podrywu. Lubię muzykę klubową, dobrze zmiksowaną i dobrze oświetloną. Lubię tańczyć i sprawia mi przyjemność tańczenie pośród innych ludzi do muzyki, którą wszyscy dobrze znamy i cenimy. Tylko właśnie te dzwine spojrzenia zarzucające mi, że nie robię. Na razie mnie to bawi, ale nie wiem kiedy zaczną mi przeszkadzać. Ale może skoro wychodzę do klubu nie w celu powrotu z nowo poznaną dziewczyną, tylko “po kobiecemu” to faktycznie jestem “klubowym gejem”.Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-91101026908529210822012-04-29T07:37:00.001-07:002012-04-29T07:38:30.904-07:00Zdjęcia wypadające z pudełka.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiINGYIH8w_zVhIIwdvnC20SykdlBJT0yKffwvA1ZHdzvZaBikLBFuIZAYOC7GBe8gkVvWplV0PpufFLZfj-HLgQAltP2z3mx2Wh1QU1M6MaYrvNJKjhder5g8i_spFVpJI90_pumANge0e/s1600/friendlyfriends.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="232" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiINGYIH8w_zVhIIwdvnC20SykdlBJT0yKffwvA1ZHdzvZaBikLBFuIZAYOC7GBe8gkVvWplV0PpufFLZfj-HLgQAltP2z3mx2Wh1QU1M6MaYrvNJKjhder5g8i_spFVpJI90_pumANge0e/s400/friendlyfriends.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
Czy gdybyś mógł zapomnieć wszystko co dotychczas przeżyłeś to skorzystał byś z tej możliwości? Trudne pytanie, bo przecież to właśnie nasze wspomnienia decydują o tym kim jesteśmy i jakie decyzje podejmujemy. To doświadczenie płynące z naszych przeżyć połączone z “wiedzą” zdobytą z innych źródeł (telewizja, książki, internet, znajomi) definiują nas i stoją za decyzjami, które podejmujemy.<br />
<br />
Przeżywając ciekawe chwile coraz częściej sięgamy po aparat, by utrwalić w naszej pamięci piękne miejsca, ważne momenty lub po prostu niezwykłe zbiegi okoliczności. Kiedyś zapisywaliśmy je na 35mm rolki filmu, teraz trafiają w postaci zer i jedynek na kartę pamięci w naszym telefonie lub lustrzance. Wracamy czasem do tych zdjęć by choć przez chwilę poczuć jeszcze magię zapisanych chwil. Działa to najlepiej, gdy wspomnienia na nich zawarte są jednoznacznie pozytywne. Takie zdjęcia wyciągamy w chwilach złego nastroju, by przywrócić uśmiech na nasze twarze, by poczuć muśnięcie szczęścia na smutnej duszy.<br />
<br />
Znacznie trudniej jest, gdy jedno takie spojrzenie potrafi zniszczyć całe budowane przez nas szczęście. Gdy jedno słowo jest w stanie zburzyć mur zapomnienia i rozbić wznoszoną twierdzę zapomnienia, zaczynasz zastanawiać się czy jest jakaś szansa by jeszcze żyć normalnie. Nie wiem kiedy mnie to spotka, bo staram się jej unikać, ale zawsze kończy się bólem i psychą rozjechaną walcem. Bo każde wspomnienie zapisane w pamięci jest wielkim cierniem raniącym przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Czuję się jakbym podnosił z podłogi tysiąc rozsypanych zdjęć - na każde z nich patrzył, i każde było zapisem bólu.<br />
<br />
Czy całkowite zapomnienie jest możliwe? Czy kiedykolwiek nauczę się jak przykryć przeszłość nowymi zdjęciami? Czy nauczę się nie patrzeć na każde zdjęcie po kolei zanim znów wsadzę je do pudełka, z którego się wysypały? Muszę się tego szybko nauczyć, bo nie jestem w stanie tak dłużej funkcjonować, nie chcę tak żyć.Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-69056945581395431302012-04-25T13:18:00.000-07:002012-04-25T13:21:28.758-07:00Sztuka, której nie rozumiem!<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7Mqqbph8gPA0f4wvQmUUsmiCN1Q4HM8emFl7B5RSqkY1Rme4SpKrjvTKQEYD3yWcpdYkBG4Wr4jgdszEnWHVYY00nKq7d3iPRhVN2uKiX0glGijB9CDMXUCxbs2y7M5ym1kGAHpYHo31q/s1600/moder_sculpture.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="297" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7Mqqbph8gPA0f4wvQmUUsmiCN1Q4HM8emFl7B5RSqkY1Rme4SpKrjvTKQEYD3yWcpdYkBG4Wr4jgdszEnWHVYY00nKq7d3iPRhVN2uKiX0glGijB9CDMXUCxbs2y7M5ym1kGAHpYHo31q/s400/moder_sculpture.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
Po wyjściu z teatru czułem wyłącznie pustkę i ulgę. Znajomi rozpływali się nad sztuką, którą kilka minut wcześniej skończyliśmy oglądać i komentowali najlepsze jej fragmenty. Niestety nie byłem w stanie dołączyć do dyskusji, gdyż dla mnie była to tylko para ludzi udająca, że są kimś innym.<br />
<br />
Prawdopodobnie nie umiem docenić nowoczesnej sztuki - nowego teatru, rzeźby i tak zwanych instalacji. Na pewno jest w niej jakaś głębia, jakiś sposób, w który artysta wyraża siebie lub swoje emocje zamykając je w nieruchomych przedmiotach i przekazując je innym. Wiele osób odkrywa w nich własne historie i głęboko przeżywa chwile w ich obecności. Gotowi są płacić bajońskie sumy, za możliwość zabrania tego kawałka sztuki do siebie, do swojej kolekcji, czy nawet mieszkania - są pewni, że jest tego warta.<br />
<br />
Całkowicie ich nie rozumiem. Nie potrafię spojrzeć wystarczająco głęboko, lub dostatecznie abstrakcyjnie na nowoczesną sztukę. Nie wiem dlaczego 4 worki ze śmieciami, czy rozlana na podłodze coca-cola mogą być wyrazem współczesnego obrazu społeczeństwa jakiegoś kraju. Nie wiem dlaczego ktoś gotów jest zapłacić 1 000 000 euro za krzesło pomazane farbą, które jakiś “znany” artysta zaprojektował 3 dni przed własną śmiercią.<br />
<br />
Podobnie jest z grami wideo, o których jednak wiem trochę więcej, niż o rzeźbie czy instalacjach (chyba, że na dysk C). W rozmowie z przyjacielem ostatnio wyszedłem na bezdusznego materialistę, który nie potrafił rozpływać się nad Brutal Legend. Uznałem, że musiała być to kiepska gra, skoro nikt jej nie kupił. Przecież wszechobecna ręka rynku wyciąga na sam szczyt rzeczy dobre spychając w zapomnienie mierne i wtórne.<br />
<br />
Czy może jednak dałem sobie wmówić właśnie takie podejście do świata. Może jestem już tak bardzo przesiąknięty marketingową papką, że nie jestem w stanie docenić czegokolwiek poza nowym blockbusterem o Transformersach lub iUrządzenia, które muszę mieć, bo przecież staram się “think different”. Trzeba będzie jeszcze przejść się na kilka “niekomercyjnych” wystaw i przedstawień - dać sobie szansę zanim wydam ostateczny werdykt i zasiedzę się z wiaderkiem popcornu w ręku patrząc na falujący z ekranu biust Megan Fox.Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-25184882622025830392012-04-15T15:04:00.004-07:002012-04-15T15:15:46.538-07:00Drinki, których nie wypiłem!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3np1HN_CL-aKGTeTmJmNU-FtW_NpzNn63t_8pfl-lYS4ellkkfDuFLBYb7cvBcy5qkNEf4Goh7o_LVC9LFBY0nD30L55WnQnl8bnUcmFwKvC9alympzsKFsuI7wnEDVTUQHTGyJRlQWuo/s1600/drinks.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="265" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3np1HN_CL-aKGTeTmJmNU-FtW_NpzNn63t_8pfl-lYS4ellkkfDuFLBYb7cvBcy5qkNEf4Goh7o_LVC9LFBY0nD30L55WnQnl8bnUcmFwKvC9alympzsKFsuI7wnEDVTUQHTGyJRlQWuo/s400/drinks.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<b>Ich zaskoczenie było tak ogromne, że zaniemówili. Minęło dobre kilka minut zanim pojawiły się pierwsze nieśmiałe próby namówienia mnie do zmiany zdania - głównie granie na poczuciu winy za porzuconych kompanów. Jednak były tak chaotyczne i niezdarne, że wszystkie spełzły na niczym. Postawiłem na swoim i w sobotni wieczór zostałem w domu!</b><br />
<br />
Postanowiłem przełamać weekendowy rytuał, który u nas wszystkich wygląda podobnie. Około 23 dzwoni telefon z informacją, że znajomi będą za 30 minut na bifora. Każdy przywiezie coś ze sobą, żebyśmy mogli wprowadzać się w odpowiedni nastrój planując dzisiejsze wyjście. Potem ruszamy w obchód po lokalnych klubach pijąc drogie drinki, poznając nowych ludzi, którzy mają być dla nas rozrywką na wieczór i starając się jakoś wyróżnić w tłumie podobnych do nas “klubowiczów”. Całości rytuału dopełnia wzajemne podrywanie się i poszukiwanie najlepszej partii, z którą obudzimy się następnego ranka.<br />
<br />
Jednak tym razem miało być inaczej, gdyż w trakcie wspomnianego już bifora, zamiast rzucić bojowe “<i>ruszamy!</i>” oznajmiłem “<i>ja nigdzie dzisiaj nie idę</i>”, czym wprawiłem zebrane towarzystwo w niemałą konsternację. Rytuał nie został dopełniony i zostałem jednorazowo uznany za niewiernego, który nie potrafi oddać hołdu klubowym bogom weekendu. Zamiast oddawać się alkoholowo-tanecznej ekstazie doszedłem do kilku wniosków:<br />
<br />
Po pierwsze zrozumiałem, że nie będzie brakowało mi odstawionych panienek poszukujących uznania dla wysiłku włożonego w wyszykowanie się na sobotnią imprezę, spoconych kolesi depczących mnie podczas prób tańczenia, kolejki do baru ani nawet gwiazdorzącego selekcjonera o bujnych lokach. Najbardziej będzie brakowało mi rozmów - takich, teoretycznie, zupełnie niewinnych pogaduszek z nowo poznanymi osobami. W praktyce to zawsze pokaz umiejętności, samoprezentacja przed wchodzeniem w dalszą znajomość. Jednak budują specyficzny nastrój każdego klubowego wyjścia. Dreszczyk emocji, gdy podchodzisz do nowej osoby i zaczynasz rozmowę bardzo uzależnia. Na każdą z nich trzeba znaleźć sposób konwersacji, w którym będą się czuły najlepiej - bo dopiero wtedy będą odsłaniać swoje prawdziwe oblicze. Czasem plotą straszne bzdury - “<i>litr benzyny za 6 pln to jedzenie dla rodziny w Afryce na co najmniej kilka dni</i>”, “<i>Widziałam w zoo pandę i była taka słodka</i>”, “<i>nie wiem jak czuć się w tej fryzurze, ale mam nadzieję, że Ci się podoba bo podobno jest modna</i>”. Jednak w masie całego wieczoru mogą czasem natchnąć mnie do czegoś kreatywnego lub chociażby być tematem kolejnego wpisu na blogaska. <br />
<br />
Drugie przemyślenie, które mnie naszło dotyczyło faktu odpuszczenia sobie jednej imprezy. To naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia! Co prawda została masa drinków, których nie wypiłem, masa osób, których nie poznałem i masa hitów, do których nie tańczyłem. Jednak zupełnie szczerze czuję, że nic mnie nie ominęło. Drinki, których nie wypiłem mogę zaliczyć na konto rzeczy kupowanych za “mniej niż jeden drink”. Ludzie, których nie spotkałem tego wieczoru na pewno świetnie poradzili sobie beze mnie. Oczywiście można powiedzieć, że to stracona szansa na spotkanie tej wymarzonej - jednak jestem już na tyle dużym chłopcem by wiedzieć, że nie spotkam jej w klubie. Najprawdopodobniej będzie to znajoma znajomego/znajomej, którą spotkam na jakiejś domówce (urodziny or sth), pośród ludzi z podobnej do mnie grupy społecznej. Wtedy będzie czas naprawdę porozmawiać i wzajemnie się zauroczyć. W klubie poznawanie się można streścić do co najwyżej jednego szybkiego przy barze przed podjęciem decyzji “u kogo”.<br />
<br />
Weekendowy rytuał klubowania nie odchodzi w zapomnienie. Jednak co jakiś czas będę go sobie odpuszczał, by pomyśleć chwilę nad celowością moich wyjść. Bo przecież po coś do tych klubów chodzimy - jeśli bawić się i spotkać ze znajomymi, to ma to jeszcze sens. Jeśli jednak zaczynamy tam chodzić, bo nie potrafimy już robić nic innego, to najwyższa pora znaleźć sobie nowe hobby. Bo to już nie jest wtedy wyłącznie zabawa - to uzależnienie i emocjonalna niemoc, którą wypełniamy życiową pustkę.Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-58767111688983684112012-04-06T14:23:00.001-07:002012-04-06T14:23:19.998-07:00Święta, których nie ma.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiS6Ze4Wub4yj8NnLUo2AYqQH1ynG3FIvmeRVXSJqXPh3HapSoxHN47XpKLgOTMUnhohKqc1WQYjPORVWCtnFQSU5WUSv0xxhruiEf6xQ1CF583gt89uV17l5AJjBdMw7fJ3LEZLv7urGi3/s1600/krolik_smutas.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="283" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiS6Ze4Wub4yj8NnLUo2AYqQH1ynG3FIvmeRVXSJqXPh3HapSoxHN47XpKLgOTMUnhohKqc1WQYjPORVWCtnFQSU5WUSv0xxhruiEf6xQ1CF583gt89uV17l5AJjBdMw7fJ3LEZLv7urGi3/s320/krolik_smutas.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<b>Wielkanoc to najważniejsze święto w religii chrześcijańskiej, więc dlaczego wszyscy mają je w dupie?</b><br />
<br />
Wielkanoc nadchodzi - puste ulice Warszawy, korki na wyjazdówkach, opustoszałe biura i piątek, w ciągu którego przyszła tylko połowa maili. Wielki Piątek należałoby dodać - dzień najbardziej ścisłego postu w ciągu całego roku. Po tym jak podgrzałem sobie parówki na śniadnio-obiad, spotkałem przy stole w biurze kolegę zajadającego kurczaka. Dwa żarty o obrażonych moherach i wróciliśmy do posiłku. Żadnego z nas nie wzruszyło bestialskie pogwałcenie tradycji polskiej, jakiego się właśnie dopuszczaliśmy.<br />
<br />
Obaj jesteśmy ateistami, agnostykami, you_name_it. Ale patrząc na wielu moich wierzących (albo tak deklarujących) znajomych odnoszę nieodparte wrażenie, że Wielkanoc to dla nich taka sama okazja do pojechania do domu (import wciąż dominuje nad lokalsami w tym temacie), jak długi weekend majowy. Nie odnajduję w nich poczucia wyjątkowości chwili - to po prostu wolny poniedziałek i większy niż zwykle obiad w niedziele. No dobra ubiorą się w koszulę do kościoła i zjedzą coś z tej okazji, czego nie jedzą cały rok.<br />
<br />
Boże Narodzenie umiało się wypromować - choinka, kolędy, mikołaj (główny punkt promocyjny), światełka w kształcie płatków śniegu. Zimą czuć atmosferę świąt. Wielkanoc jest zupełnie bezbarwna - niby są jajka, niby króliczek i nieodłączny mazurek, którego dojada się tydzień po tym jak się zsechł. Ale zupełnie nie czuję atmosfery. Nie ma wyczekiwania, wielkich przygotowań, upragnionej chwili nadejścia.<br />
<br />
Szkoda - czuję, że coraz bardziej tracimy coś z polskiej tradycji. Jako osoba nie biorąca aktywnego udziału w życiu kościelnym, zawsze doceniałem właśnie wiekowe nawyki jakimi charakteryzowało się podejście do różnych świąt i obrządki z nimi związane. Szanuję je i uważam za część polskości. Jednak jeśli Wielkanoc nie znajdzie dla siebie jakiegoś pomysłu na zachęcanie do siebie młodych ludzi, to wkrótce zmieni się w kolejny długi weekend przy grillu i telewizorze.<br />
<br />Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-13461870816054552422012-03-19T16:17:00.000-07:002012-03-19T16:17:19.071-07:00Wciąż się kochamy, czy już tylko pieprzymy?<!--[if gte mso 9]><xml> <o:DocumentProperties> <o:Template>Normal.dotm</o:Template> <o:Revision>0</o:Revision> <o:TotalTime>0</o:TotalTime> <o:Pages>1</o:Pages> <o:Words>637</o:Words> <o:Characters>3634</o:Characters> <o:Company>CD Projekt Sp. z o.o.</o:Company> <o:Lines>30</o:Lines> <o:Paragraphs>7</o:Paragraphs> <o:CharactersWithSpaces>4462</o:CharactersWithSpaces> <o:Version>12.0</o:Version> </o:DocumentProperties> <o:OfficeDocumentSettings> <o:AllowPNG/> </o:OfficeDocumentSettings> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves>false</w:TrackMoves> <w:TrackFormatting/> <w:PunctuationKerning/> <w:DrawingGridHorizontalSpacing>18 pt</w:DrawingGridHorizontalSpacing> <w:DrawingGridVerticalSpacing>18 pt</w:DrawingGridVerticalSpacing> <w:DisplayHorizontalDrawingGridEvery>0</w:DisplayHorizontalDrawingGridEvery> <w:DisplayVerticalDrawingGridEvery>0</w:DisplayVerticalDrawingGridEvery> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:DontGrowAutofit/> <w:DontAutofitConstrainedTables/> <w:DontVertAlignInTxbx/> </w:Compatibility> </w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="276"> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--> <!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:"Table Normal";
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:12.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ascii-font-family:Cambria;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Cambria;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
</style> <![endif]--> <!--StartFragment--> <br />
<div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: Helvetica;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPLP9K40tu2dtq_v6Cvdhp3IcCLIDTKt0kD1lHzRhutrZXcBK6Q2CF3uKWFw0IN0WTJCPqbtj6B8vje_y5JB7jWUzU5sNHSUTnb9EogbUQXnVCrH8yVtOcwhkh-s-itBrqVIhBP_qK-_VQ/s1600/porn.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="252" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPLP9K40tu2dtq_v6Cvdhp3IcCLIDTKt0kD1lHzRhutrZXcBK6Q2CF3uKWFw0IN0WTJCPqbtj6B8vje_y5JB7jWUzU5sNHSUTnb9EogbUQXnVCrH8yVtOcwhkh-s-itBrqVIhBP_qK-_VQ/s400/porn.jpg" width="400" /></a></span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><b><br />
</b></span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><b><br />
</b></span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><b>Szybki i łatwy dostęp do darmowej pornografii sprawił, że seks przestał być dla nas przyjemnością, a jest jedynie wyzwaniem.</b></span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">“Pamiętam bardzo dobrze, kiedy dostałem pierwszy cukierek od mojego dziadka. To było W.O., a ja miałem wtedy 4 lata...” - tę reklamę znamy chyba wszyscy. Ja nie pamiętam kiedy dostałem pierwszy cukierek od mojego dziadka, ale bardzo dobrze pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłem nagą kobietę.</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">Był to katalog jakiejś niemieckiej formy wysyłkowej, zaś naga kobieta leżała tam w domowym solarium, a ja miałem wtedy 8 lat. Do dziś pamiętam jej twarz, długie blond włosy i to radosne spojrzenie, które na pewno zawdzięczała domowemu solarium... Pamiętam również, jak bardzo podziwiałem jej piękne ciało, kobiece pośladki i bajeczne nogi. Wyrwałem tę stronę z katalogu i schowałem pod łóżko. Na dobry rok pozostała moim wyznacznikiem piękna w młodym dorastającym umyśle.</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">Kolejny przełom nastąpił, gdy po raz pierwszy udało mi się podkraść tacie Playboya. To był pierwszy numer wydany w Polsce. Wpadłem wtedy do zupełnie innego świata. Piękne kobiety na kilku zdjęciach. Pierwsze rumieńce na twarzy, gdy patrzyłem na nagie piersi pokazane na kilku zdjęciach pod rząd. Potem znajdowałem kolejne numery i podziwiałem kolejne piękne kobiety. Jako 10-11 letni chłopak uczyłem się szacunku dla piękna kobiecego ciała i odkrywania erotyzmu poprzez zdjęcia.</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">Gdy samo patrzenie nie wystarczało i zaczynało do mnie docierać, że na kobietę można nie tylko patrzeć, ale również dotykać pojawiły się pierwsze pisma erotyczne. Wymieniane z kolegami na korytarzu w szkole, zdobyte i przechowywane niczym skarb, ukrywane przed nauczycielami i rodzicami w najbardziej wyszukanych miejscach w domu. “Twój Weekend” wprowadzał mnie, jako nastolatka w świat seksu. Pikantne opisy, zabawne określenia sprawiały, że spocony i podniecony nocami przeglądałem zakazane magazyny dowiadując się prawdy o bardziej frywolnej części życia. </span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">W późniejszym czasie (koło 13 roku życia) zdobywałem doświadczenie podglądając na VHS najlepszych niemieckich mistrzów sztuki miłosnej. Ależ to były emocje!!! Do dzisiaj pamiętam jeszcze kilka zwrotów po niemiecku, mimo, że jedyna edukacja pochodziła właśnie z magnetowidu podłączonego do telewizora. Wtedy jeszcze pornografia miała coś z realności. Wiedziałem, że najlepszym zawodem świata jest dostawca pizzy, lub kierownik magazynu (ostatecznie szef kuchni) - oni zawsze zbierali te najładniejsze... Kobiety wyglądały jak kobiety, bo nie miały jeszcze silikonowych biustów i implantów w wargach. Mężczyźni nie wyglądali jak wytatuowani rezydenci siłowni i solarium - mimo, że byli aktorami porno, to można byłoby powiedzieć, że to tacy sami ludzie jak wszyscy dorośli w około.</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">Zarówno czas “świerszczyków”, jak i niemieckiej kinematografii miał w sobie coś wyjątkowego. Ten element strachu, ukrywania się, konspirowania z kolegami w celu zdobycia nowych treści. Zbieranie pieniędzy i trudne decyzje między piwem, czipsami albo nowych pisemkiem z cyckami - to właśnie wywarło na nas większy wpływ niż żałosne lekcje “wychowania seksualnego”, których tak bardzo bało się ówczesne Kuratorium Oświaty. Wszystko to sprawiało, że erotyka i pornografia były dawkowane i nie wypaczyły nam mózgów już w młodości. Nagrywanie potajemnie na kasety VHS erotyków lecących na Polsacie i TV4 w piątkowe noce nadal wspominam z uśmiechem na ustach.</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">Dziś szybki internet i strony przeładowanie darmową pornografią dają łatwy dostęp do najbardziej wyuzdanych treści jakich tylko zażyczy sobie użytkownik. Młodzi ludzie wchodzący dopiero w świat seksu widzą na nich, że:</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">- każda kobieta jest nimfomanką nie potrzebującą gry wstępnej</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">- faceci mają interes wielkości przeciętnego uda, </span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">- laski mają biust D+ albo większy i usta, jakby właśnie wyciągneły je z odkurzacza</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">- każdy zawsze i wszędzie ma ochotę na seks</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">- biura nie służą do pracy a sekretarki tylko czekają aż szef skończy rozmawiać przez telefon</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><span style="font-family: Helvetica;">Dokąd zaprowadzi młodych ludzi obcowanie wyłącznie z erotyką/pornografią dostępną na RedTube czy PornHub? Czy jeszcze umiemy się kochać, czy tylko pieprzymy? Czy przez obcowanie z nierealną pornografią zaczynamy traktować seks jak kolejny produkt, który powinniśmy robić w konkretny, jedyny słuszny sposób? Odpowiedzią stara się być obecny ostatnio w kinach film “Wstyd”, który pokazuje, że niestety z tej ścieżki nie da się zejść. A nawet jeśli się da, to nie umiemy się poza nią odnaleźć...</span></div><br />
<!--EndFragment-->Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-50317428438308530972012-03-06T07:03:00.000-08:002012-03-06T07:03:14.524-08:00Życie spakowane w kartony<b>Każda przeprowadzka to zmiana w naszym życiu. A zmiany są dobre.</b><br />
<b><br />
</b><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRTkP4Dzaqb-Gt80CMFJoK7C9YVIOdVuaRNJKqJ8TLzJjQp0UBCjm4hdCZAqVmGKa0hIyaWkXwsSaoeWc0rVOsrXh5q6LQwLUO0JZilGQ4O7Bcu-sxckK4HlXvh_JTnYUP8ZIcMBDbwVfz/s1600/boxes.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRTkP4Dzaqb-Gt80CMFJoK7C9YVIOdVuaRNJKqJ8TLzJjQp0UBCjm4hdCZAqVmGKa0hIyaWkXwsSaoeWc0rVOsrXh5q6LQwLUO0JZilGQ4O7Bcu-sxckK4HlXvh_JTnYUP8ZIcMBDbwVfz/s320/boxes.jpg" width="319" /></a></div><b><br />
</b><br />
<b><br />
</b><br />
<br />
Właśnie zakończyłem kolejną przeprowadzkę w swoim życiu. To już chyba dwunasta, z czego dziesięć po samej Warszawie. Każda z nich czegoś mnie nauczyła, każda była jakąś zmianą w moim życiu i zamknięciem pewnego etapu.<br />
<br />
Pamiętam pierwszą z nich, była wyprowadzką z domu rodziców i definitywnym zamknięciem etapu dzieciństwa i dorastania. Najważniejszą nauką było to, że tak naprawdę to lodówka sama się nie napełnia, a ubrania trzeba prać, a nie tylko wrzucać do kosza na brudne ciuchy. Miałem bardzo wygodne dzieciństwo (za co jestem szalenie wdzięczny moim rodzicom), jednak jego okres przeminął wraz tym pierwszym samodzielnie wynajętym mieszkaniem.<br />
<br />
Kolejne przeprowadzki to już wpadanie w coraz większą rutynę. Mimo, że najczęściej wiązały się z burzliwymi przemianami emocjonalnymi (lub zawodowymi) w moim życiu, to sam element pakowania i przewożenia rzeczy stawał się coraz powszechniejszy i bardziej usystematyzowany. Teraz jestem w stanie spakować się w dwie godziny solidnego poświęcenia się temu zajęciu (oczywiście najczęściej trwa to 5 godzin, bo przecież zawsze trzeba rzucić okiem na fejsa, zrobić sobie kawę, wynaleźć muzykę pasującą do chwili, wysikać się po kawie i popatrzeć ile jest jeszcze rzeczy do spakowania).<br />
<br />
Jednak 2 najważniejsze rzeczy, których nauczyłem się pakując swoje życie w kartony to:<br />
<br />
1. Nie potrzebuję 80% rzeczy, które posiadam. Zwłaszcza ubrań, ale włączają się w to również wszelkiego rodzaju pierdółki powszechnie nazywane pamiątkami lub gadżetami. Nie mówię to o elektronice, która JEST ZAWSZE POTRZEBNA zwłaszcza tuż przed jej zakupem :) Otaczamy się tak dużą ilością rzeczy, których nie potrzebujemy, że nie mamy miejsca na oddychanie we własnym mieszkaniu. Kiedyś Tomasz Jastrun pisał “tak dużo rzeczy w okół nas, szkoda umierać by je same zostawić”. Będę to zmieniał, bo nie chcę mieć poczucia, że zagraciłem się pierdołami.<br />
<br />
2. Nie ma znaczenia gdzie mieszkam. Jedynym wymaganiem jakie mam, to dobra baza komunikacyjna i żywieniowa. Po dojeżdżaniu ponad godzinę w jedną stronę do liceum i na studia mam już serdecznie dość spędzania 10 godzin tygodniowo w komunikacji miejskiej, albo w korkach. Nie uznaję argumentacji, że przecież jest czas wtedy poczytać książkę, albo posłuchać muzyki. Wolę to mieć w mieszkaniu w wygodnym fotelu, a nie w autobusie wciśnięty między smutnych i wnerwionych ludzi.<br />
<br />
Mieszkanie jest tylko dodatkiem, miejscem gdzie śpię i trzymam rzeczy. Oczywiście, że nie może być syfne, ale nie musi też być high-tech-class. Czasem czuję się jak kwiat w doniczce z “Leona Zawodowca”, który nigdzie nie zapuszcza korzeni, a dobrze mu tam, gdzie dostaje wodę i dużo słońca.Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-58372016005931668812012-03-05T05:41:00.000-08:002012-03-05T05:41:05.495-08:00Świat zza okna taksówki.<b>W tym zwariowanym szybkim świecie chwila poza komputerem daje czas na przemyślenia.</b><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOLfyfLew1Klt4oF9virOXGzIvFgJBWhWRi1NR0Q4XpjzoWXfIvj4U4IjjDwu3cf5prfsWZXFYlSBGRhE5upkpiNYXiXRKsiJjqrArT4j2Z-qilOpT6cFqWCNTeBQyD16FfUWCu4JKkke1/s1600/taxi_noca%CC%A8.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOLfyfLew1Klt4oF9virOXGzIvFgJBWhWRi1NR0Q4XpjzoWXfIvj4U4IjjDwu3cf5prfsWZXFYlSBGRhE5upkpiNYXiXRKsiJjqrArT4j2Z-qilOpT6cFqWCNTeBQyD16FfUWCu4JKkke1/s320/taxi_noca%CC%A8.jpg" width="320" /></a></div><br />
<br />
Spędzam w taksówkach dużo czasu. Są wygodne i w połączeniu z komunikacją miejską wychodzą taniej niż własny samochód. Mają również dwie niezaprzeczalne zalety:<br />
<br />
1. Nie muszę szukać miejsca do parkowania. Przyjeżdżam na miejsce, zatrzymujemy się, wysiadam gdzie tylko da się na chwilę przystanąć. Czasem jest to przystanek autobusowy, czasem parking, czasem kawałek miejsca, gdzie nikt mnie nie rozjedzie. Zawsze jednak trwa to 10 sekund, których nie muszę doliczać do czasu przejazdu. Swego czasu miałem samochód służbowy i zazwyczaj dłużej szukałem miejsca do zaparkowania “pod domem”, niż jechałem nim z biura... Parkometry, zakazy postoju, serwisowanie i zmiana opon na zimowe/letnie. O cenach benzyny nawet nie piszę, bo to wystarczająco już oklepany temat by się nad nim jeszcze rozwodzić. Kiedyś w rozmowie z kolegą usłyszałem, że to taki wielkomiejski styl życia - nie masz samochodu, bo go nie potrzebujesz. Szybciej będzie komunikacją, a jeśli nie, to przecież stać Cię na taksi. w Końcu po coś do pracy chodzimy...<br />
<br />
2. Jadąc taksówką można skupić się na czymkolwiek chcemy, innym niż samo prowadzenie. Od czasu pojawienia się smartfonów mamy dostęp do całego świata. To taka chwila, w ciągu dnia, gdy jest czas rzucić okiem na najważniejsze informacje, przeczytać ten otwarty od 3 dni w przeglądarce artykuł (człowiek, który wymyślił readitlater.com zasługuje na piwo), albo poprostu powyglądać za okno. Ta ostatnia czynność jest moją ulubioną. Zwłaszcza po zmroku, kiedy migoczące za oknem światła tworzą mozajkę zasypiającego miasta, które każdy z nas zna, jednak nie dostrzega w nim nic więcej niż cełgy i beton. To właśnie moment, w którym znika słynna warszawski pośpiech i pogoń za sukcesem. To chwila wyciszenia i wyhamowywania. Tylko z okna taksówki można dostrzec, jak bardzo ulotny jest pęd dnia pracy, który przechodzi w delikatny i cichy wieczór znaczony jedynie światłami w oknach nowych mieszkań i bezruchem szkalnych biurowców, w których światło nigdy nie gaśnie.<br />
<br />
Można spierać się i mówić, że z okna autobusu można dostrzec to wszystko. Jednak ciągłe przystanki, gwar rozmów, muzyka słuchawkowych DJejów i piskliwych małolat zagłuszają tę niezwykłą ciszę, która jest najlepszym tłem do tej podróży.Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-85405192325261296792012-02-20T13:19:00.000-08:002012-02-20T13:19:00.918-08:00Wszystko mnie boli... i dobrze mi z tym!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY7Z2oiVhHcy8SIufhCWr11-NKwwAjXwKL6vR8ykQawGJlZsIv1CNOrmP_lsxbFoEdcCcfzjHg7LhdUMzo71oZTKQ_hL-h2lqAB2tqlUE73usheBk-fZmAeWVSzAZO28DGEdUaCAlZWZuv/s1600/bjj.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="246" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY7Z2oiVhHcy8SIufhCWr11-NKwwAjXwKL6vR8ykQawGJlZsIv1CNOrmP_lsxbFoEdcCcfzjHg7LhdUMzo71oZTKQ_hL-h2lqAB2tqlUE73usheBk-fZmAeWVSzAZO28DGEdUaCAlZWZuv/s400/bjj.jpg" width="400" /></a></div>Miałem za sobą ciężki weekend. Chwilę zwątpienia w siebie i w wiele rzeczy, które mnie otaczają. Musiałem coś z tym zrobić, bo nie umiem tak żyć. Nie chcę uciekać z klubu w środku nocy nie potrafiąc znaleźć tam dla siebie miejsca - piątek. Nie potrafię patrzeć na bawiących się ludzi zastanawiając się jedynie, co ja tam robię - sobota. Nie mogę przetracać całego dnia patrząc się tępo w serial, który nie wnosi nic do mojej egzystencji - niedziela.<br />
<br />
<b>Dlatego musiałem to zmienić.</b><br />
<br />
Dzisiaj byłem na treningu. Pierwszy raz od kilku miesięcy (a może to już nawet z rok będzie) zebrałem się w sobie i poszedłem. Mimo wielu niesprzyjających warunków udało mi się dotrzeć na matę. I stał się cud - w momencie przejścia przez próg poczułem to wszystko co pchało mnie do sportu przez ostatnie 18 lat. Pierwszy był zapach, tak bardzo znajomy i jedyny w swoim rodzaju. Dziesiątki osób dające z siebie wszystko walcząc z własnymi słabościami wytwarzają niesamowitą atmosferę, której nie zrozumie nikt, kto nigdy nie brał w tym udziału.<br />
<br />
Potem dotarł do mnie widok wielu znajomych twarzy, które znam od lat, i które zawsze mobilizowały mnie do bycia lepszym. Dotyk maty pod stopami, która uginała się w znajomy sposób i to poczucie wspólnego celu, który przyświeca każdemu sportowcomi myślącemu o czymś więcej niż tylko lansie na modnej siłowni.<br />
<br />
<b>Będziemy najlepsi!</b><br />
<br />
Dzisiaj nie byłem - ledwo dotrwałem do końca treningu, jednak naważniejsze, że nie poddałem się w połowie drogi. Ani nawet pod jej koniec, kiedy nikt nie miałby mi tego za złe, bo przecież i tak wiadomo, że nie mam siły.<br />
<br />
Jednak prawdziwe szczęście poczułem dopiero po wyjściu z sali. Wiedziałem, że dokonałem czegoś w swoim życiu - mimo oswojonej już pracy, wygodnej kanapy i dużego telewizora z podłączoną konsolą potrafiłem zmobilizować się do zrobienia czegoś więcej. Nie zadowala mnie taka egzystencja, a właśnie treningi są tym co pcha mnie do przodu ku samorozwojowi. To właśnie z maty będę miał energię na wszystko, czego do tej pory nie dokonałem. Bo poszedłem i nie poległem. Jeśli to się udało, to znaczy, że mogę wszystko.<br />
<br />
Dlatego dobrze Wam radzę - ruszcie tyłek sprzed telewizora i zmieńcie coś w swoim życiu. Będzie bolało tylko pierwszego dnia (tak jak mnie boli teraz każdy mięsień), każdy kolejny będzie czystą heroiną. Warto coś zmienić, bo wracając do domu będziecie mieli takiego samego rogala uśmiechu na ustach, jak ja dzisiaj powłóczając nogami w drodze do metra.Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-89289122498719641512012-02-18T16:59:00.000-08:002012-02-18T16:59:15.761-08:00Krótkie chwile szczęścia<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfHHy9n6NYOsQ7vWerAqxyhy3e_CN_Y-lHzwMiSlpiQPYJJ_Y4EQW02mwTMwQapZgcs65CGcBZReAGqhydY68_-7BzjJ9tZX2MzEF0Y2T2b9eQCwaqcjtpHkH_ItH9hNB2EQJdQ1eOHFMD/s1600/broken_angel.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfHHy9n6NYOsQ7vWerAqxyhy3e_CN_Y-lHzwMiSlpiQPYJJ_Y4EQW02mwTMwQapZgcs65CGcBZReAGqhydY68_-7BzjJ9tZX2MzEF0Y2T2b9eQCwaqcjtpHkH_ItH9hNB2EQJdQ1eOHFMD/s320/broken_angel.jpg" width="320" /></a></div><br />
<br />
Czas po którym wiem, że nic z tego nie będzie skraca się dramatycznie. Jeszcze 3 lata temu potrzebowałem co najmniej kilku spotkań, żeby zdecydować, czy kobieta, z którą się widuję będzie tą, z którą przejdę w “fazę związku”.<br />
<br />
Spotykaliśmy się na imprezie firmowej/służbowej, na wyjazdach, w klubach. Po wieczorze wspólnej zabawy i stwierdzeniu, że nadajemy na podobnych falach przechodziliśmy w etap randkowania - bardziej kameralnej sytuacji, gdy można było skupić się tylko na rozmowie. Poznawałem, słuchałem, analizowałem. Zadawałem pytania uzupełniające i uważnie obserwowałem reakcję. Nie spieszyłem się nigdzie, bo wierzyłem, że warto. Ważne było to, by znaleźć kobietę, z którą będę chciał spędzić więcej niż tylko kilka randek.<br />
<br />
<b>Godziny zamiast dni</b><br />
<br />
Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Czas jaki mija od pierwszego zdania przy barze, do momentu, w którym wiem, że nic z tego nie będzie można zupełnie spokojnie mierzyć w godzinach. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jest tak samo - rozmawiamy, jest miło, spotykamy się jeszcze raz lub dwa po pierwszym spotkaniu i wszystko się kończy. Przynajmniej z mojej strony. Łapię się na tym, że podczas spotkania skupiam się głównie na wyszukiwaniu czegokolwiek do czego mógłbym się przyczepić. Cokolwiek, co może ją zdyskwalifikować w moich oczach jest na wagę złota.<br />
<br />
<b>Ideały</b><br />
<br />
Nie wiem skąd bierze się to we mnie, że nie potrafię już patrzeć ze zrozumieniem. Ciągle poszukuję tej idealnej, mając świadomość, że mi samemu do ideału bardzo, bardzo daleko. Jeśli odkrywam w kobiecie jakąś wadę, to przestaję się interesować, zapewne tracąc szansę na głębszą znajomość, która może okazać się tą najbardziej wartościową od ostatnich kilku miesięcy.<br />
<br />
Wiem, że idealna kobieta nie istnieje. Idealne są tylko wyobrażenia jakie mamy o tej jedynej. Dlatego czasem trzeba odpuścić sobie znajomość, by pozostawić sobie marzenie, że jednak ona tam gdzieś jest.<br />
<br />
<b>Przykład?</b><br />
<br />
Stałem ostatnio w klubie i przez 10 minut (jakieś 3 piosenki) patrzyłem się w jedno miejsce na parkiecie. Podchodzi do mnie kumpel i pyta:<br />
<br />
- na co patrzysz?<br />
- widzisz tę dziewczynę? Jest ubrana w (<i>wstawcie sobie co chcecie</i>) i ma (<i>wasz ulubiony kolor</i>) włosy<br />
- no widzę, i co?<br />
- nic, jest idealna...<br />
- to dlaczego do niej nie podejdziesz?<br />
- bo do takich się nie podchodzi...<br />
<br />
Jeśli już do niej podejdziesz i zagadasz, jakimś cudem nie zostaniesz spuszczony w kiblu i zaczniecie rozmawiać, to stanie się coś, co sprawi, że przestanie być idealna. Na pewno ma jakąś wadę - wszyscy mamy. Moment, w którym ją odkryjesz zniszczy poczucie ideału. A przecież chodzi o to, by pozostała idealna w mojej pamięci. Bo to da mi nadzieję, że kiedyś właśnie taka idealna dziewczyna odwróci się do mnie i uśmiechnie. Wtedy będę wiedział, że warto podejść. Bo jeśli jest idealna i jeszcze się do mnie uśmiecha to są duże szanse, że będzie tą... Do tego czasu będzie tylko marzeniem, którego muszę się trzymać.Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-41751152163478543722012-01-30T13:11:00.000-08:002012-01-30T13:31:11.232-08:007 rad, które zwiększą Twoje szanse na poznanie dziewczyny w klubie.<div class="p1"></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU-521N-k52ew6gesYzXcxcROxMDEeih6hElW0TnBzdJMDnsSm_pqra9R-ao1tyRscOJGXDEAF0XE_FV9Hy9UzkXSeNqD98ukHIcRqvYjPZweD29VifYqvX9-4XQv2z0PDeJ7rHAjlEhat/s1600/disco.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU-521N-k52ew6gesYzXcxcROxMDEeih6hElW0TnBzdJMDnsSm_pqra9R-ao1tyRscOJGXDEAF0XE_FV9Hy9UzkXSeNqD98ukHIcRqvYjPZweD29VifYqvX9-4XQv2z0PDeJ7rHAjlEhat/s320/disco.png" width="320" /></a></div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">Każdy kolejny imprezowy weekend sprawia, że jestem załamany tym co widzę w klubach. Te same pragnienia, te same błędy, ciągle te same porażki... Kiedyś były szkoły uwodzenia dla facetów. Za kilka tysięcy złotych dawały nadzieję tym, którzy przyzwyczajeni przez korporacje, że na wszystko są jakieś szkolenia, pragnęli zostać wirtuozami sztuki podrywu. </div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">Zupełnie za darmo dam Wam kilka rad, bo już nie mogę dłużej na Was patrzeć:</div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">1) <b>Ubierz się inaczej niż do pracy!</b> </div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">W garniturze, koszuli czy marynarce wyglądasz świetnie, ale po całym tygodniu pracy ludzie mają ochotę odpocząć od korpo dresscodu. Nie znam się na lokalach gdzie wpuszczają tylko w takich strojach, więc wypowiadam się o całej reszcie. Jeansy, longsleave, koszulka z jakimś fajnym wzorem (hasło “i support single moms” jest super, ale nie na taką okazję) - wszystko co sprawi, że będziesz się czuł wygodnie i będzie w stanie tańczyć.</div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">2) <b>Tańcz! </b></div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">W klubie leci muzyka i (przynajmniej w teorii) ludzie przychodzą się tam bawić. Jeśli tańczysz to masz czas rozejrzeć się po parkiecie i zobaczyć ile dziewczyn ma już towarzystwo, a ile go dopiero szuka. Jeśli jeszcze nie umiesz, to naśladuj ludzi dookoła siebie. Tylko błagam, odpuść sobie figury typu “kierownica”, “robienie pizzy”, “mycie pokładu”. Poza tym taniec ma jeszcze jedną zaletę, o której mówię w następnym punkcie...</div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">3) <b>Nie nawal się! </b></div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">Jeśli jesteś spięty, bo od roku nic nie poderwałeś, to wypij jednego drinka (no dobra, dwa). Ale zanim zamówisz trzeciego, idź potańcz. Stojąc cały czas przy barze wyglądasz na gościa, który nic innego nie umie i masz gwarancję szybkiego “zrobienia się”, co zupełnie nie służy podrywaniu. Ja potańczysz 10-20 minut to na pewno Ci pomoże uniknąć zbyt szybkiego wejścia w stan upojenia. Poza tym pijany prawdopodobnie masz tendencję do robienia rzeczy, których nie wolno, czyli... </div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">4) <b>Nie łap jej za tyłek po 30 sekundach!</b><br />
<br />
Obaj wiemy, ze ma świetny, ale naprawdę nie powinieneś jej tego okazywać już po 30 sekundach tańczenia obok siebie. W ogóle nie wolno Ci dotykać dziewczyny, chyba że ona zacznie dotykać Cię pierwsza. Pamiętaj, gdzie Cię dotknęła - to jedyne miejsca, w których możesz również dotknąć jej. Tą prostą metodą na pewno nie zostaniesz posądzony o próby macania. Jedyne co możesz zrobić pierwszy to... </div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">5) <b>Uśmiechaj się!</b><br />
<br />
Przyszliście do klubu żeby się bawić. Wszyscy chcecie spędzić miło czas, a uśmiechanie się jest objawem dobrej zabawy. Jeśli będziesz uśmiechnięty, to dziewczyny będą odbierać Cię jako faceta, który umie się bawić. Nie oznacza to, że masz się szczerzyć cały wieczór, jakbyś był chodzącą reklamą Colgate. Delikatny i szczery uśmiech sprawi, że po ciężkim tygodniu Twój widok nie będzie przypominał o zaległym raporcie na poniedziałek, czy kolokwium, do którego jeszcze nie zaczęła się uczyć. </div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">6) <b>Rob przerwy!</b><br />
<br />
Zarówno od drinków, jak i od tańczenia. Kup sobie wodę (tak jest dostępna w barze) i spokojnie popijaj małymi łyczkami. Jeśli będziesz to dobrze robił, to rano obudzisz się bez kaca i będziesz w stanie normalnie funkcjonować. Poza tym pijąc wodę masz czas pomyśleć co powiesz, bo przecież... warto rozmawiać. </div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">7) <b>Rozmawiaj z ludźmi!</b><br />
<br />
Poznawanie ludzi, to przede wszystkim rozmowa. Tańczenie, uśmiechanie się, dobry wygląd - to wszystko elementy, które sprawią, że ta jedna wymarzona będzie chciała z Tobą porozmawiać. Podejdź i zacznij rozmowę od pytania o to jak się bawi, albo co pije. Im bardziej naturalne pytanie, tym lepiej. Potem już tylko słuchaj i zadawaj pytania do tego co mówi. Już w liceum miałeś na polskim ćwiczenia “tekst i pytania do tekstu”. Ona naprawdę nie chce słuchać o tym, że nowy MySQL ma niesamowite funkcje lub, że w Twoim dziale planują zwolnienia. Pogadaj z nią o czymś co fascynuje Was oboje - czyli o niej.<br />
<br />
Na razie tyle, jak opanujecie te punkty a będziecie mieć przewagę nad 95% kolesi w klubach, więc i szansę na poznanie dziewczyny macie znacznie większą. One przecież też przyszły kogoś poznać...</div><div class="p1"><br />
</div><div class="p1">Poznawaj kobiety w klubach. Nie po to, żeby je przelecieć (to nie ma sensu na dłuższą metę), ale właśnie dla samego poznawania. Zobaczysz jak wiele może się w Twoim życiu zmienić. Może pewnego dnia spotkasz w klubie tą wyjątkową. Dzięki temu, że nie zachowujesz się jak “<i>zjeb</i>” (to cytat), będzie chciała z Tobą porozmawiać i będzie to początek wspaniałego wieczoru, który może odmienić Twoje życie. Dlatego przestrzegaj tych prostych zasad i bądź cierpliwy. Bo nigdy nie wiesz kiedy spotkasz tą jedyną.</div>Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-65920103839135816822012-01-17T14:35:00.000-08:002012-01-17T14:35:10.433-08:00Świat kontrolowanego nieszczęścia!<!--[if gte mso 9]><xml> <o:DocumentProperties> <o:Template>Normal.dotm</o:Template> <o:Revision>0</o:Revision> <o:TotalTime>0</o:TotalTime> <o:Pages>1</o:Pages> <o:Words>20</o:Words> <o:Characters>114</o:Characters> <o:Company>CD Projekt Sp. z o.o.</o:Company> <o:Lines>1</o:Lines> <o:Paragraphs>1</o:Paragraphs> <o:CharactersWithSpaces>140</o:CharactersWithSpaces> <o:Version>12.0</o:Version> </o:DocumentProperties> <o:OfficeDocumentSettings> <o:AllowPNG/> </o:OfficeDocumentSettings> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves>false</w:TrackMoves> <w:TrackFormatting/> <w:PunctuationKerning/> <w:DrawingGridHorizontalSpacing>18 pt</w:DrawingGridHorizontalSpacing> <w:DrawingGridVerticalSpacing>18 pt</w:DrawingGridVerticalSpacing> <w:DisplayHorizontalDrawingGridEvery>0</w:DisplayHorizontalDrawingGridEvery> <w:DisplayVerticalDrawingGridEvery>0</w:DisplayVerticalDrawingGridEvery> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:DontGrowAutofit/> <w:DontAutofitConstrainedTables/> <w:DontVertAlignInTxbx/> </w:Compatibility> </w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="276"> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--> <!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:"Table Normal";
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:12.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ascii-font-family:Cambria;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Cambria;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
</style> <![endif]--> <!--StartFragment--><span lang="PL" style="font-family: Helvetica; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-family: Helvetica; mso-fareast-font-family: Cambria; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin;"><b>Od dziecka uczeni jesteśmy, że należy być przeciętnym. Czy to źle? Nie! Większość z nas nie poradziłaby sobie z czymkolwiek ponad średnią!</b></span><!--EndFragment--> <br />
<span lang="PL" style="font-family: Helvetica; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-family: Helvetica; mso-fareast-font-family: Cambria; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin;"><b><br />
</b></span><br />
<span lang="PL" style="font-family: Helvetica; font-size: 12.0pt; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-family: Helvetica; mso-fareast-font-family: Cambria; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin;"> <!--[if gte mso 9]><xml> <o:DocumentProperties> <o:Template>Normal.dotm</o:Template> <o:Revision>0</o:Revision> <o:TotalTime>0</o:TotalTime> <o:Pages>1</o:Pages> <o:Words>643</o:Words> <o:Characters>3667</o:Characters> <o:Company>CD Projekt Sp. z o.o.</o:Company> <o:Lines>30</o:Lines> <o:Paragraphs>7</o:Paragraphs> <o:CharactersWithSpaces>4503</o:CharactersWithSpaces> <o:Version>12.0</o:Version> </o:DocumentProperties> <o:OfficeDocumentSettings> <o:AllowPNG/> </o:OfficeDocumentSettings> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves>false</w:TrackMoves> <w:TrackFormatting/> <w:PunctuationKerning/> <w:DrawingGridHorizontalSpacing>18 pt</w:DrawingGridHorizontalSpacing> <w:DrawingGridVerticalSpacing>18 pt</w:DrawingGridVerticalSpacing> <w:DisplayHorizontalDrawingGridEvery>0</w:DisplayHorizontalDrawingGridEvery> <w:DisplayVerticalDrawingGridEvery>0</w:DisplayVerticalDrawingGridEvery> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:DontGrowAutofit/> <w:DontAutofitConstrainedTables/> <w:DontVertAlignInTxbx/> </w:Compatibility> </w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="276"> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--> <!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:"Table Normal";
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:12.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ascii-font-family:Cambria;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Cambria;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
</style> <![endif]--> <!--StartFragment--> </span><br />
<div class="MsoNormal"><span lang="PL">Każdy z nas oglądał niejeden taki filmik:<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><object width="320" height="266" class="BLOGGER-youtube-video" classid="clsid:D27CDB6E-AE6D-11cf-96B8-444553540000" codebase="http://download.macromedia.com/pub/shockwave/cabs/flash/swflash.cab#version=6,0,40,0" data-thumbnail-src="http://0.gvt0.com/vi/HBY6_4sfhFQ/0.jpg"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/HBY6_4sfhFQ&fs=1&source=uds" /><param name="bgcolor" value="#FFFFFF" /><embed width="320" height="266" src="http://www.youtube.com/v/HBY6_4sfhFQ&fs=1&source=uds" type="application/x-shockwave-flash"></embed></object></div><div class="MsoNormal"><span style="color: #000099;"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Jeśli jeszcze nie wrzuciłeś go sobie na walla na Facebooku, to pewnie niedługo to zrobisz. Tylko dzisiaj widziałem go u kilkunastyu znajomych. Każdy z nich ma się za buntownika, który kiedyś rzuci rękawicę w twarz nudnej codzienności i ruszy na podbój świata.<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Mam dla Was złą wiadomość - 99% z Was tego nie zrobi. Za bardzo się boicie!<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Czego tak dokładnie się obawiacie? Trudno jednoznacznie wskazać główny powód, jednak ośmielę się wymienić kilka najbardziej popularnych:<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="margin-left: 7.3pt; mso-layout-grid-align: none; mso-list: l0 level1 lfo1; mso-pagination: none; tab-stops: 1.0pt 8.3pt 28.0pt 56.0pt 84.0pt 112.0pt 140.0pt 168.0pt 196.0pt 224.0pt 252.0pt 280.0pt 308.0pt 336.0pt; text-autospace: none; text-indent: -7.35pt;"><!--[if !supportLists]--><span lang="PL">-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span><!--[endif]--><span lang="PL">co będzie jak mi się nie uda?<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal" style="margin-left: 7.3pt; mso-layout-grid-align: none; mso-list: l0 level1 lfo1; mso-pagination: none; tab-stops: 1.0pt 8.3pt 28.0pt 56.0pt 84.0pt 112.0pt 140.0pt 168.0pt 196.0pt 224.0pt 252.0pt 280.0pt 308.0pt 336.0pt; text-autospace: none; text-indent: -7.35pt;"><!--[if !supportLists]--><span lang="PL">-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span><!--[endif]--><span lang="PL">co powiedzą rodzice/znajomi?<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal" style="margin-left: 7.3pt; mso-layout-grid-align: none; mso-list: l0 level1 lfo1; mso-pagination: none; tab-stops: 1.0pt 8.3pt 28.0pt 56.0pt 84.0pt 112.0pt 140.0pt 168.0pt 196.0pt 224.0pt 252.0pt 280.0pt 308.0pt 336.0pt; text-autospace: none; text-indent: -7.35pt;"><!--[if !supportLists]--><span lang="PL">-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span></span><!--[endif]--><span lang="PL">przecież nikt tego wcześniej nie robił, na pewno się nie uda.<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Nie mam do Was żalu o takie myślenie. Od dziecka jesteście uczeni, że najlepsze co możecie ze swoim życiem zrobić, to zostanie przeciętnym. “Nie ładnie jest się chwalić”, “rób to co inni, albo będziesz za karę stał w kącie”, “nie popisuj się” - każdy z nas słyszał to tak wiele razy, że zostało to już praktycznie wyryte w naszej świadomości. Obecny system edukacji, stworzony ponad 100 lat temu w celu uczenia przyszłych pracowników ogromnych fabryk wykonywania prostych czynności, wspiera postawy masowe. Każdy przejaw indywidualności jest najczęściej boleśnie tłumiony, a najlepsze oceny mają osoby myślące dokładnie tak samo jak nauczyciele.<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Zbiorowa świadomość stworzona przez speców od marketingu również definiuje sukces po skończeniu studiów: kredyt na mieszkanie, samochód zmieniany co 3 lata, dwójka dzieci i wakacje nad morzem. Oto “american dream” w wersji globalnej “cywilizacji zachodu”. Wszelkie odstępstwa od tej reguły traktowane są najczęściej jako dziwactwa i powszechnie “nienormalne”. Bo przecież nie można zawieść oczekiwań rodziców, znajomych, sąsiadów, teściów i bohaterów “M jak Miłość”.<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Pojedyncze jednostki, które są w stanie przełamać ten stereotyp i zrobić ze swoim życiem coś innego są traktowane jak bohaterowie, których dokonania chcielibyśmy powielić. Chcielibyśmy się wyrwać i robić rzeczy wielkie, jednak brakuje nam odwagi na ich realizację. Dlaczego? Bo najczęściej nie ma w nas pasji. Nic nas nie interesuje i na niczym więcej nam nie zależy. Umiemy tylko pracować, chodzić w weekend na zakupy (i czasem do kina), jeździć na wycieczki z biura podróży. Wykonywać proste czynności zaplanowane przez kogoś innego, które dają nam poczucie bezpieczeństwa.<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">“jeśli nie lubisz swojej pracy, to ją rzuć”<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Kolejna bzdura powtarzana przez “speców od szczęścia” w życiu. 99% populacji nie umiałaby poradzić sobie w życiu gdyby nie musieli pracować. Potwierdzają to przypadki ludzi, którzy wygrali fortuny w przeróżnych loteriach. Totalnie nie umieli sobie ułożyć potem życia. Nie potrafili odnaleźć się w rzeczywistości, w której nikt nie mówił im co mają robić. Bo już dawno nie pracujemy wyłącznie dla pieniędzy... Chodzimy do pracy, bo większość z nas nie potrafi robić nic innego. Nie potrafimy zorganizować sobie czasu wyznaczanego inaczej niż przez kartę podbijaną w “fabryce” XXI wieku, jakimi są szklane biurowce warszawskiego centrum lub mokotowa. Praca stała się naszą pasją, tak samo jak zakupy. Jeśli nie masz pasji, to jest to ostania chwila, żeby ją w sobie znaleźć.<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">“pewnego dnia będę”<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Tadeusz Huk powiedział to w “Poranku Kojota” (90 sekunda start):</span></div><div class="MsoNormal"><span lang="PL"><br />
</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/a8X0LOydF3o?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div><div class="MsoNormal"><span lang="PL"><br />
</span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Każdy z nas fantazjuje nt “pewnego dnia będę”. Jednak najgorsze co może spotkać większość, to spełnienie się tych fantazji. Nie radzimy sobie w sytuacji, gdy pozbawieni pasji spełniamy już wszystkie narzucone nam marzenia. Gdy już mamy dzieci, mieszkanie na kredyt i samochód, to zaczynają się problemy. Pojawia się depresja i żal, bo przecież nic nam już w życiu do osiągnięcia nie zostało. Rozpadają się małżeństwa ludzi, których do tej pory łączyło jedynie upodobanie do tego samego rodzaju przeciętności. Pozostaje jedynie wspólne oglądnie telewizji i trwanie w maraźmie prozy życia.<o:p></o:p></span></div><div class="MsoNormal"><br />
</div><div class="MsoNormal"><span lang="PL">Dlatego każdego dnia wstawaj rano i zadawaj sobie najważniejsze pytanie na świecie: “czy jest coś, co chciałbym robić codziennie, od dzisiaj do końca życia i każdego dnia dawałoby mi to radość?” Jeśli nie, to znaczy, że za mało szukasz. Zacznij szukać więcej, bo życie jest krótkie, tak samo, jak krótkie bywają kryzysy ekonomiczne. A jak skończy się ten i znów będzie łatwo o kredyt - możesz obudzić się pewnego dnia i stwierdzić, że nie ma po co dalej żyć...<o:p></o:p></span></div><!--EndFragment-->Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8438359806566136546.post-11654965175309279462012-01-14T14:15:00.001-08:002012-01-14T15:05:02.657-08:00Alternatywni do samego końca!Bycie alternatywnym i zaprzeczanie oczywistym faktom jest dziś najbardziej pożądaną parą zachowań, jakie młode pokolenie chciałoby posiąść. Prowadzi donikąd, jednak jest trendem, który bardzo trudno będzie przełamać.<br />
<br />
Przyglądając się młodym ludziom w okół siebie dostrzegam przerażające zjawisko. Każdy z nich tak bardzo chce zostać zauważony i doceniony, że są w stanie zapędzić się w ślepą uliczkę odmienności. Będą odrzucać oczywiste fakty z otaczającego ich życia, będą chodzić do miejsc, które im się nie podobają, słuchać muzyki, której nie rozumieją i czytać książki, które nic ich nie uczą. Wszystko w jednym celu - możliwości powiedzenia o sobie, że są alternatywni, wyjątkowi i lepsi od mainstreamowego tłumu korpoludków, którymi tak bardzo gardzą... To trend stary jak świat -byli już przecież punkowcy, bikiniarze, kultura rapu. Teraz jednak jest trochę inaczej. Współczesne bycie “anty” musi być modne i dość wygodne, bo kto chciałby się męczyć w swoim buncie.<br />
<br />
<b>Na imprezy się nie chodzi, na imprezach się bywa...</b><br />
<br />
Każde zachowanie młodych alternatywnych jest dokładnie przemyślane pod względem wizerunkowym. Wypada chodzić na wybrane imprezy. Obecność tam, to przynależność do pewnego grona - podobnych do siebie, jak 2 krople wody, zbuntowanych i uważających się za lepszych.<br />
<br />
Przykładem mogą być miejsca takie, jak niedawno otwarty Syreni Śpiew. Po pierwszych dwóch imprezach rozgorzała burzliwa dyskusja na Facebooku nt. cen i atrakcji jakie klub serwuje. Czytając ponad 170 komentarzy można dojść do 2 wniosków:<br />
<br />
- Bycie alternatywnym i zbuntowanym jest wspaniałe gdy można się nim obnosić w prestiżowym dla tych celów miejscu<br />
- jeszcze lepiej jest mieć pieniądze na obnoszenie się swoją alternatywnością<br />
<br />
Narzekania na drogie piwo i konieczność opłat za wejście boleśnie obnażało wewnętrzne rozdarcie alternatywnego podejścia. Z jednej strony chcą oni być jak najdalej od komercji (bycie komercyjnym jest równoważne z byciem mainstreamowym = złym), co jest podstawą ideologi odrzucenia i buntu. Z drugiej strony chcą być elitarni, niedostępni dla wszystkich i wyjątkowi - a to kosztuje...<br />
<br />
<b>Kto zapłaci za Twój snobizm?</b><br />
<br />
Szkół jest kilka. Można brać kasę od rodziców, jednak od pewnego wieku już nie wypada. Można zostać freelancerem, jednak kreacja jest znacznie trudniejsza od negacji, zaś samozatrudnienie to tak naprawdę praca 24/7, więc nie ma czasu na bywanie. Większość decyduje się na stałe zatrudnienie, czyli bycie mainstreamowym. Bolesna lekcja ekonomii, jakiej doświadczają niestety nie jest w stanie zmienić ich nastawienia. Bycie alternatywnym i wyjątkowym jest przecież snobizmem, którym starają się odróżnić od innych. Chcą tak bardzo być wyjątkowi i nieprzeciętni...<br />
<br />
Są ich tysiące. Tak samo zbuntowanych i nastawionych na odrzucanie otaczającej ich rzeczywistości. Chcieliby być wyjątkowi nie zauważając, że zlewają się w jedną masę, na której wyrosła już nie jedna fortuna. Bo marketerzy już dawno spenetrowali tę “niszę”. Kiedy sami alternatywni to zauważą i zrozumieją, będzie już za późno na refleksję. Nastąpi bolesne rozczarowanie, z którego być może już nigdy się nie otrząsną...Hubert Habashttp://www.blogger.com/profile/08416483053806092874noreply@blogger.com1