wtorek, 6 marca 2012

Życie spakowane w kartony

Każda przeprowadzka to zmiana w naszym życiu. A zmiany są dobre.







Właśnie zakończyłem kolejną przeprowadzkę w swoim życiu. To już chyba dwunasta, z czego dziesięć po samej Warszawie. Każda z nich czegoś mnie nauczyła, każda była jakąś zmianą w moim życiu i zamknięciem pewnego etapu.

Pamiętam pierwszą z nich, była wyprowadzką z domu rodziców i definitywnym zamknięciem etapu dzieciństwa i dorastania. Najważniejszą nauką było to, że tak naprawdę to lodówka sama się nie napełnia, a ubrania trzeba prać, a nie tylko wrzucać do kosza na brudne ciuchy. Miałem bardzo wygodne dzieciństwo (za co jestem szalenie wdzięczny moim rodzicom), jednak jego okres przeminął wraz tym pierwszym samodzielnie wynajętym mieszkaniem.

Kolejne przeprowadzki to już wpadanie w coraz większą rutynę. Mimo, że najczęściej wiązały się z burzliwymi przemianami emocjonalnymi (lub zawodowymi) w moim życiu, to sam element pakowania i przewożenia rzeczy stawał się coraz powszechniejszy i bardziej usystematyzowany. Teraz jestem w stanie spakować się w dwie godziny solidnego poświęcenia się temu zajęciu (oczywiście najczęściej trwa to 5 godzin, bo przecież zawsze trzeba rzucić okiem na fejsa, zrobić sobie kawę, wynaleźć muzykę pasującą do chwili, wysikać się po kawie i popatrzeć ile jest jeszcze rzeczy do spakowania).

Jednak 2 najważniejsze rzeczy, których nauczyłem się pakując swoje życie w kartony to:

1. Nie potrzebuję 80% rzeczy, które posiadam. Zwłaszcza ubrań, ale włączają się w to również wszelkiego rodzaju pierdółki powszechnie nazywane pamiątkami lub gadżetami. Nie mówię to o elektronice, która JEST ZAWSZE POTRZEBNA zwłaszcza tuż przed jej zakupem :) Otaczamy się tak dużą ilością rzeczy, których nie potrzebujemy, że nie mamy miejsca na oddychanie we własnym mieszkaniu. Kiedyś Tomasz Jastrun pisał “tak dużo rzeczy w okół nas, szkoda umierać by je same zostawić”. Będę to zmieniał, bo nie chcę mieć poczucia, że zagraciłem się pierdołami.

2. Nie ma znaczenia gdzie mieszkam. Jedynym wymaganiem jakie mam, to dobra baza komunikacyjna i żywieniowa. Po dojeżdżaniu ponad godzinę w jedną stronę do liceum i na studia mam już serdecznie dość spędzania 10 godzin tygodniowo w komunikacji miejskiej, albo w korkach. Nie uznaję argumentacji, że przecież jest czas wtedy poczytać książkę, albo posłuchać muzyki. Wolę to mieć w mieszkaniu w wygodnym fotelu, a nie w autobusie wciśnięty między smutnych i wnerwionych ludzi.

Mieszkanie jest tylko dodatkiem, miejscem gdzie śpię i trzymam rzeczy. Oczywiście, że nie może być syfne, ale nie musi też być high-tech-class. Czasem czuję się jak kwiat w doniczce z “Leona Zawodowca”, który nigdzie nie zapuszcza korzeni, a dobrze mu tam, gdzie dostaje wodę i dużo słońca.

4 komentarze:

  1. 1. Przy każdej kolejnej przeprowadzce przynajmniej jest szansa, żeby dużą część tych rzeczy wyrzucić. Poza tym niedługo coraz więcej rzeczy będzie cyfrowe. 2. Wadą wynajmowania są na pewno częste przeprowadzki, ale zaletą jest na pewno możliwość mieszkania w mieszkaniu, na które być może nie byłoby cię stać kupując. Wiem bo mam swoje i mieszkam na zadupiu :). Najważniejsza jest lokalizacja!

    OdpowiedzUsuń
  2. ZawszeGłodny6 marca 2012 07:42

    Prawdą jest to, że nie stać mnie jeszcze na zakup mieszkania, w którym chciałbym się zestarzeć. Wynajmowanie jest też znacznie prostrze - bank nie miesza się do umowy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też nie potrzebuje a jednak je posiadam bo w jakiś sposób definują mi "Dom". Bo dom nie jest dla mnie zalezy od ulicy, mury czy pietra ale jednak od tych "pierdol" czasem ktore notoroycznie skladuje na meblach zamiast je chowac albo wyrzucić najlepiej. Mocno sentymentalne podejscie i nad wyraz upierdliwe przy przeprowadzkach dlatego przeprowadzam sie rzadko i kazda jedna taka zmiane odchorowuje bezsennoscia, myleniem drzwi oraz poczuciem obcnosci i nielubieniem scian. O warstawach emocjonalno-zmianowych i odwaracajacych zyciorys nie wspomne bo mialam takich ledwo dwie na w sumie szcześć przeprowadzek.
    Komunikacja - jak najbardziej. Z fascynacja patrze na wszystkich mlodych jarajacych sie mieszkaniem "tuz pod" wielkim miastem, ze w sumie do miasta blisko a jednak poza nim. Nono.. wszystko fajnie do etpau nie zaplacenie na kilka taksowek, proby zrobienia domowki na ktora nikt nie przyjedzie bo nie ma jak wrocic albo juz w duzo daleszej perspektywie dzieci ktore zyja na zadupiu z ktorego wyjechanie do durnego kina czy na zajecia poza lekcyjne urasta do rangi nie lada problemu logistyczno-czasowego biorąc pod uwage wysoki rozwoj pro uzytkownczy wszelkiej masci komunikacji publicznej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przywiązuje się do rzeczy, które można "zmagazynować", więc równie dobrze mogłabym się wyprowadzić z jedną walizką (tylko wszystkie buty musiałyby mi się zmieścić ;)). Ja w ogóle bardzo mało do życia potrzebuję co ma plusy i minusy. Plusem, jak dla mnie sporym, jest to, że mogłabym z dnia na dzień się przeprowadzić do innego miasta/kraju. Minusem (lub zarazem plusem zależy jak się patrzy) nigdy mnie nigdzie nic nie trzyma. Przeprowadzki zaliczyłam łącznie trzy.

    OdpowiedzUsuń