piątek, 18 kwietnia 2014

6 rzeczy, których dowiedziałem się o Berlinie cz. 1

Udało mi się wreszcie wybrać do Berlina.

Jedno z najważniejszych miast w Europie, pełne znajomych i całkiem blisko od Polski, ale jakoś zawsze było nie po drodze. A to termin nie taki, a to pogoda niesprzyjająca albo słońce świecące zbyt głośno. Teraz jednak wszystkie gwiazdy w konstelacji złożyły się w jedną wielką strzałkę skierowaną na stolicę Niemiec i tak oto wylądowałem na Tegel. Byłem 6 dni i każdego z nich uświadamiałem sobie coś zupełnie nowego i wartego odnotowania. Jeśli nigdy nie byłeś/byłaś w Berlinie, to potraktuj to jako najprostsze i bardzo powierzchowne wprowadzenie do tego niezwykłego miasta.

1. Komunikacja miejska - absolutnie pierwsza rzecz, z którą zetkniesz się w Berlinie, jeśli nie jesteś bogatym rozleniwionym klopsem bujającym się tylko taksówkami. Jest po prostu perfekcyjnie zaplanowana. Gość, który to wymyślił i rozpisał powinien każdego dnia dostawać butelkę dobrego wina. Dojechanie z dowolnego miejsca w Berlinie do wymarzonej przez Ciebie lokacji jest zawsze proste i logiczne. Wszystkie perony i przystanki są doskonale oznakowane i pokazują najbardziej potrzebne informacje - numer linii, kierunek, najbliższe stacje, za ile pojawi się pociąg/autobus. Absolutne mistrzostwo świata. Nie da się zgubić albo nie trafić. Tylko uważajcie na bilety - jak kupicie zły to czeka Was upomnienie w wysokości 40 Euro, z którego raczej nie wykręcicie się na psie oczka.

2. Multikulturowość - takiego wymieszania ras, klas, kultur i środowisk nie widziałem nigdzie. Nawet w Nowym Jorku nie widziałem takiej różnorodności. Na przejściu dla pieszych stoją obok siebie Azjata w drogim garniturze spieszący się na biznesowe spotkanie, czarnoskóra hipsterka w spodniach w kwiatki, paru gości wyglądających na szefa kuchni z kebaba za rogiem i pięćdziesięcioletni biały biker pokryty cały tatuażami, w skórzanej kurtce i żółtych kaloszach. Spotkacie tutaj absolutnie każdego, kogo jesteście w stanie sobie wyobrazić. Oni wszyscy tu są i nie kryją się ze swoją obecnością. Często nawet nie zauważą Twojej obecności, gdyż ze swoją nudnawą stylówką nie jesteś wart ich uwagi.

3. Bezstresowość - nie jesteś w stanie opisać dokładnie na czym to polega, póki nie wrócisz do Polski i nie spojrzysz na ludzi wokół Ciebie - ten stres i zawziętość na twarzach naszych sąsiadów, nieznajomych na ulicy, znajomych i wszystkich w zasięgu wzroku. Tak bardzo się z do niej przyzwyczailiśmy, że już nawet nie dostrzegamy jej absurdu. W Berlinie totalnie się z tym nie zetknąłem. Naturalny uśmiech albo chociaż neutralna mina są czymś naturalnym. Nikt na Ciebie nie patrzy, jak na potencjalne zagrożenie (albo jak na pajaca, jak się za dużo uśmiechasz). Tu się po prostu ludzie dobrze i bezstresowo czują, a nawet jak są zestresowani, to starają się to ukryć, a nie opowiadać wszystkim do około jak bardzo jest źle i dlaczego będzie tylko gorzej. W Berlinie nie ma znaczenia jak wyglądasz, co masz na sobie ani jak inni mogą na Ciebie patrzeć. Masz to w nosie, bo sam określasz i wyrażasz to kim jesteś - nie robisz tego dla innych, robisz to dla siebie, więc dlaczego miałaby Cię interesować ich opinia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz