piątek, 18 kwietnia 2014

6 rzeczy, których dowiedziałem się w Berlinie cz. 2



4. Picie i palenie - kiedy jechałem jakiś czas temu do Mediolanu,w przewodnik było napisane, że we Włoszech nie funkcjonuje coś takiego, jak strefa dla niepalących. Wszyscy palą i koniec. Spodziewałem się tego po południowcach, ale zupełnie nie po Niemcach - totalnie błędne założenie! W Berlinie papierosy są wszędzie! Na przystanku autobusowym czy stacji s-bahnu, w kolejce do kebaba, w każdym barze i na każdym kroku. Wszyscy palą i wywalają peta na chodnik - nie tylko imigranci, ale też rodowici Niemcy. I nikt nie robi z tego problemu. Podobnie jak z picia piwa - na ławce w parku, w komunikacji publicznej (w U-bahn akurat są plakietki, że nie można) i dowolnym innym miejscu. Spożywanie alkoholu na ulicy jest w Berlinie legalne i powszechnie praktykowane. Nikt nie chodzi nawalony, nikt nie zarzyguje wszystkiego dookoła, nikt nie dostaje mandatu. Da się? Da się, tylko trzeba to zrozumieć i przyzwyczaić. Tak powszechne w Polsce przeświadczenie, że jak dzieci nie będą widziały nikogo z piwem w ręku, to nie dowiedzą się o istnieniu alkoholu przed 18 rokiem życia jest tu zupełnie obce. Ale to pewnie dla tego, że Niemcy już dawno zrozumieli, że od wychowywania dzieci są rodzice, a nie straż miejska.

5. Puby i kluby - Berlin rozkoszuje się w swoich pubach, barach i ogródkach piwnych. Nie ważne, czy popijasz Berliner Weisse, czy Carlsberga jesteś tu mile widziany. Siedzenie przy piwku/drinku i gadanie jest chyba ich ulubioną metodą spędzania czasu. Wg wielu opinii znajomych mieszkających dłużej w Berlinie, jedynym co może przebić siedzenie przy piwie i gadanie jest… oglądanie piłki nożnej przy piwie i gadanie o niej jednocześnie. Jeśli lubisz takie klimaty, to w Berlinie będziesz w siódmym niebie. Praktycznie cały Kreuzberg będzie Twoją ziemią obiecaną i doliną wiecznej szczęśliwości. Miejsc jest niezliczona ilość i różnorodność (można trafić do Irish Pubu, w którym cała obsługa jest z Polski - true story), drinki wymyślne i dosyć tanie, ludzi do pogadania pełno. Nie ma problemu z zaczepieniem kogoś ze stolika obok i porozmawianiem z nim przez 15 minut - tutaj każdy ma jakąś historię. Jeśli jednak nie bardzo lubisz siedzieć w miejscu i wolisz jednak się trochę poruszać prezentując gibkość swych ruchów na parkiecie to czeka Cię srogie rozczarowanie. W Berlinie są kluby, w których się tańczy, jednak w 90% wyglądają jak warszawskie “Luzztra” i mniej więcej do tego służą. Znajdziesz w nich świetną muzykę (tak długo jak lubisz muzykę elektroniczną) i największe na świecie stężenie naćpanych ludzi na metr kwadratowy. Absolutnie wszyscy są po prochach (łącznie z obsługą). Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem i chyba nie mam zamiaru tego powtarzać. Podobno są jakieś bardziej lajtowe kluby (tu zwane komercyjnymi), jednak nie udało mi się do nich trafić. Następnym razem na pewno się wybiorę i dam znać.

6. Za krótko i zły termin - żeby naprawdę móc powiedzieć cokolwiek więcej o Berlinie, trzeba spędzić tam znacznie więcej czasu. Byłem przez 6 dni i prawie nic nie zobaczyłem. Zachodnią część Berlina, tak bardzo różną od wschodniej, widziałem praktycznie raz przez okno kolejki pędzącej w stronę lotniska. Dodatkowym problemem była pogoda. Przez cały wyjazd wiało i było średnio ciepło, więc bardzo duża część atrakcji, które są dostępne w środku sezonu nie była jeszcze czynna. Koniecznie muszę tam wrócić na dłużej (jeszcze z tydzień lub dwa), jednak teraz zdecydowanie bardziej będę celował w miesiące wakacyjne. Masa małych i klimatycznych knajpek nad brzegiem rzeki (Berlin leży nad Sprewą i Hawelą, które łączą się w jego zachodniej części), imprezy na stacjach s-bahnu i masa innych niezapomnianych przeżyć dostępnych latem są wystarczającą zachętą do przyjazdu. Zdecydowanie polecam każdemu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz