sobota, 18 lutego 2012

Krótkie chwile szczęścia



Czas po którym wiem, że nic z tego nie będzie skraca się dramatycznie. Jeszcze 3 lata temu potrzebowałem co najmniej kilku spotkań, żeby zdecydować, czy kobieta, z którą się widuję będzie tą, z którą przejdę w “fazę związku”.

Spotykaliśmy się na imprezie firmowej/służbowej, na wyjazdach, w klubach. Po wieczorze wspólnej zabawy i stwierdzeniu, że nadajemy na podobnych falach przechodziliśmy w etap randkowania - bardziej kameralnej sytuacji, gdy można było skupić się tylko na rozmowie. Poznawałem, słuchałem, analizowałem. Zadawałem pytania uzupełniające i uważnie obserwowałem reakcję. Nie spieszyłem się nigdzie, bo wierzyłem, że warto. Ważne było to, by znaleźć kobietę, z którą będę chciał spędzić więcej niż tylko kilka randek.

Godziny zamiast dni

Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Czas jaki mija od pierwszego zdania przy barze, do momentu, w którym wiem, że nic z tego nie będzie można zupełnie spokojnie mierzyć w godzinach. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jest tak samo - rozmawiamy, jest miło, spotykamy się jeszcze raz lub dwa po pierwszym spotkaniu i wszystko się kończy. Przynajmniej z mojej strony. Łapię się na tym, że podczas spotkania skupiam się głównie na wyszukiwaniu czegokolwiek do czego mógłbym się przyczepić. Cokolwiek, co może ją zdyskwalifikować w moich oczach jest na wagę złota.

Ideały

Nie wiem skąd bierze się to we mnie, że nie potrafię już patrzeć ze zrozumieniem. Ciągle poszukuję tej idealnej, mając świadomość, że mi samemu do ideału bardzo, bardzo daleko. Jeśli odkrywam w kobiecie jakąś wadę, to przestaję się interesować, zapewne tracąc szansę na głębszą znajomość, która może okazać się tą najbardziej wartościową od ostatnich kilku miesięcy.

Wiem, że idealna kobieta nie istnieje. Idealne są tylko wyobrażenia jakie mamy o tej jedynej. Dlatego czasem trzeba odpuścić sobie znajomość, by pozostawić sobie marzenie, że jednak ona tam gdzieś jest.

Przykład?

Stałem ostatnio w klubie i przez 10 minut (jakieś 3 piosenki) patrzyłem się w jedno miejsce na parkiecie. Podchodzi do mnie kumpel i pyta:

- na co patrzysz?
- widzisz tę dziewczynę? Jest ubrana w (wstawcie sobie co chcecie) i ma (wasz ulubiony kolor) włosy
- no widzę, i co?
- nic, jest idealna...
- to dlaczego do niej nie podejdziesz?
- bo do takich się nie podchodzi...

Jeśli już do niej podejdziesz i zagadasz, jakimś cudem nie zostaniesz spuszczony w kiblu i zaczniecie rozmawiać, to stanie się coś, co sprawi, że przestanie być idealna. Na pewno ma jakąś wadę - wszyscy mamy. Moment, w którym ją odkryjesz zniszczy poczucie ideału. A przecież chodzi o to, by pozostała idealna w mojej pamięci. Bo to da mi nadzieję, że kiedyś właśnie taka idealna dziewczyna odwróci się do mnie i uśmiechnie. Wtedy będę wiedział, że warto podejść. Bo jeśli jest idealna i jeszcze się do mnie uśmiecha to są duże szanse, że będzie tą... Do tego czasu będzie tylko marzeniem, którego muszę się trzymać.

5 komentarzy:

  1. To jest oczywiste, że z biegiem czasu, dojrzewania emocjonalnego, przebyciu kilku związków, wiemy mniej więcej czego szukamy w potencjalnym patrnerze, dlatego obecnie czas szukania się skraca. Wyszukiwanie wad jest zjawiskiem powszechnym, w sumie ich nawet nie trzeba szukać, bo same dość szybko wychodzą. W pewnym wieku każdy ma już swoje przyzwyczajenia, wyrobione poglądy, i są po prostu rzeczy, które irytują lub po prostu dyskwalifikują od razu. Zwykle na pierwszym spotkaniu, kolejnych nie ma. Nie widzę sensu w spotykaniu się z kimś, kto mnie irytuje swoimi tekstami/przyzwyczajeniami - bo umówmy się - ludzie się w tej kwestii nie zmieniają. Poza tym ja nie chcę byc w związku z kimś, kogo mam zmieniać, sorry, próbować. Tak samo jak nie chciałabym, żeby ktoś chciał zrobić to ze mną.

    Najnowszy tekst, jak dla mnie, wyklucza się z ostatnim. Ostatni napisała osoba pewna siebie, która umie odpowiednio ubrać w konkretne słowa swoje rady, cały tekst był konkretny. Obecny jakby napisany przez kogoś innego, wątpiącego w to, co sam napisał całkiem niedawno.
    "Jeśli już do niej podejdziesz i zagadasz, jakimś cudem nie zostaniesz spuszczony w kiblu i zaczniecie rozmawiać" - halo? kim Ty jesteś?
    Bo myslałam, że osobą, której wszystko jedno czy ktoś podejmie rozmowę czy nie, bo tak po prostu bywa. Ale chyba jednak nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podchodzenie do nowej osoby w klubie to jedna rzecz. Podchodzę pogadać, poznać, zupełnie na luzie. Podchodzenie do tej idealnej jest zawsze znacznie trudniejsze - większy stres, większa niepewność, znacznie większe rozczarowanie w przypadku porażki. Bo wszyscy wiemy, że w klubie nie ma miejsca na "drugie wrażenie", a stracenie szansy u tej idealnej zawsze boli...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego nie patrzę na ludzi przez pryzmat wizualnych ideałów. Bo to wprowadza niepotrzebnie stres i wewnętrzny zamęt tworząc pewien dysonans poznawczy. Chcę podejść ale nie podejdę, bo się rozczaruję. A jak się rozczaruję to co? A jak dostanę kosza to co? A jak się okaże być zuchwałym i wyniosłym dupkiem? Życie jest za krótkie na negatywne emocje. Tyle wyciągnęłam ze swoich dotychczasowych doświadczeń. Wolę być zawsze pozytywnie nastawiona, bo jeżeli ten "ideał" stwierdzi, że ja nie jestem dla niego, to co? Mam się zdołować, wpaść w depresje? Nie dzięki. Nawet wolę wtedy podejść i jakoś zagadać, żeby to zweryfikować. Po co zaprzątać sobie głowę domysłami i wyimaginowanymi cechami, które się automatycznie przypisuje "ideałowi"? Tego kwiatu jest pół światu, i można się "zakochać" co weekend :)
    Ideały za to są - w charakterze. Nie kieruję się wtedy wyłącznie wizualnym odczuciem. Oczywiście wygląd jest ważny, dla mnie nawet bardzo, ale to można zrobić. Charakteru i podejścia do życia nie zrobisz w piątek wieczorem tuszem do rzęs lub siłownią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uzupełnię jeszcze kwestię idealnego charakteru - w ramach błędu statystycznego ma również swoje wady :)takie, które mnie nie irytują. w każdym razie przy takiej osobie czuję się bardzo swobodnie i dobrze się z nią czuję spędzając czas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Że to zajmuje coraz mniej czasu to rozumiem bo i nasza swiadomosc naszych potrzeb jest wieksza ale zeby na sile szukac wady by kogos zdyskwalifikowac to ciezko mi jest pojac. Byc moze nikt mnnie nie zranil az tak albo jestem zbyt ciekawska ludzi by skreslac ich bo maja jakies wady. A byc moze mowic mi latwiej bo swoj ideal znalazlam i moge ludzi po prostu poznawac bez rozkminy "czy chce z tym czlowiekiem spedzac zycie".
    Jakkolwiek nigdy nie szukalam wad na sile. Byc moze to byl blad bobym uniknela pewnych decyzji w swym zyciu ale z drugiej strony mialy one fajne skutki wuec czego tu zalowac..?
    Moze ten brak zrozumienia wynika z odbijania sie wciaz o sciany? Ze za kazdym razem jest tak samo? Patrzysz, poznajesz, anagazujesz sie, poswiecasz, starasz sie akceptowac wady a i tak to nic nie daje. To w sumie po co ten cały cyrk skoro od razu mozna zalozyc na podstawie jednej rzeczy ze i tak nic z tego nie bedzie wiec po co tracic czas? Nie mam pojecia ale w sumie to strasznie smutne bo zamyka człowieka na drugiego "bo na pewno ktos ma wady i nie jest idealem". Ideal nie uderza na nas nagle jak grom z jasnego nieba. Po prostu sie pojawia i ktoregos dnia budzisz sie i wiesz. Przynajmniej tak bylo u mnie. Nie na dyskotece bo zobaczylam adonisa, nie w kawiarni bo oczarowal mnie glosem jakis inny amor.. Ale w takiej codziennosci tak naprawde. tej bez szału, fajerwerków, zwykłej, porannej z kawą w ręku. Tak po prostu przyszło i trwa :)

    OdpowiedzUsuń